Juvia POV
Podeszłam do Wendy. Niebieskowłosa zabójczyni smoków siedziała na podłodze z opuszczoną głową. Po jej prawej stronie leżała Samara, natomiast po prawej Alex. Obydwie były nieprzytomne. Cale we krwi i poturbowane. Dziewczynka pomiędzy nim próbowała już wszystkiego, lecz nie dała rady. Jeszcze te dwa rozcięcia pomiędzy łopatami u czerwonowłosej. To było okropne. Kto mógł je tak potraktować? I dlaczego? Czym one zawiniły. Ukucnęłam przy rannych. Ich serca ledwo co biły. Trucizna je pożerała. Alex i Samara potrzebowały natychmiastowej pomocy. Jeśli szybko nie zareagujemy, to umrą. Do dziewczyn podeszli dwaj zmartwieni smoczy zabójcy. Odkąd je znaleźliśmy, nawet na krok ich nie opuszczali. Siedzieli przy nich, trzymali za rękę, próbowali skontaktować, lecz nic nie pomagało. Dotknęłam za rękę czarnowłosą. Pożałowałam tego od razu. Trucizna, która był zaaplikowana w ciała dziewczyn, przedostała się przez skórę Alex i wchłonęła w moją. Odsunęłam rękę wstałam i odeszłam jak najdalej, trzymając się za rękę. Przerażona spojrzałam na moja górna kończynę. Tam, gdzie trucizna zdążyła wchłonąć, skóra przybrała czarną barwę. Dotknęłam tego miejsca, lecz nic nie poczułam. Przerażona zerknęłam na pozostałych. Nie zauważyli mojego dziwnego zachowania. Spojrzałam jeszcze raz na rękę. Mogłam bez problemu wchłonąć substancję znajdującą się w łowczyniach. Lecz potem ja cierpiałabym. Moje wodne ciało nie zdołałoby rozdzielić cząsteczek i usunąć truciznę z ciała. Zostałaby we mnie. Umarłabym. Moje ciało by zostało. Nie rozpłynęłabym się. Wiem coś o tym. Widziałam, jak tacy jak ja umierają. Ich ciała zostawały, jednak one były puste. Nie były takie same, jak pozostałe trupy. Brakowało czegoś, lecz nie wiedziałam czego. I tego najbardziej się bałam. Co się ze mną stanie, kiedy umrę. Czy moja dusza zostanie z ciałem, czy pójdzie gdzieś indziej. W dalsza wędrówkę. A może zostanie zniszczona wraz z moim żywotem? Niewiedza na ten temat mnie przerażała. Jednak chciałam pomóc moim przyjaciołom. To był bardzo trudny wybór.
Spojrzałam na Wendy. Była zrozpaczona swoją bezradnością. Po raz pierwszy nie mogła w żaden sposób pomóc. Nawet najcięższe zaklęcia nie pomagały. Płakała. Nie tylko ona zresztą. Sting i Rogue byli wręcz zrozpaczeni zaistniałą sytuacją. Owszem, łowczynie były w podobnych sytuacjach, ale nigdy jeszcze to tak mocno nie zagrażało ich życiu. Wena i Gray, którzy przynieśli nam poranioną Alex, siedzieli w najdalszym kącie i opłakiwali je na swój sposób. Nikt się już nie przejmowała wrogiem, który ukrywał się gdzieś niedaleko. Wszyscy brali teraz pod uwagę ich zdrowie. Już wiedziałam. Podjęłam decyzję. Mam tylko nadzieję, że słuszną.
Podeszłam do leżących i podniosłam nad nie ręce. Rozłożyłam ręce nad klatką piersiową Alex. Trucizna wydobywała się z ciała czarnowłosej. Zamknęłam oczy. Całe ciało mnie bolało. Wręcz paliło. Poczułam szarpnięcie. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na sprawce czynu. Był to nie kto inny jak Wendy. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Trzęsła się. Oddychała ciężko. Odwróciła wzrok od mojej twarzy i popatrzyła na moje ręce. Zerknęłam na ręce. Były całe czarne. Nie czułam nic. Całe moje kończyny były odcięte. Nerwy we mnie zostały zniszczone. Czułam się, jakbym zamiast rąk miała kikuty. Rozejrzałam się po pozostałych. Patrzyli na mnie z zaskoczeniem i jednoczesnym przerażeniem. Jedynie Sting i Rogue nie byli zaskoczeni dla mego czynu. Tylko dlaczego? Czyżby już ktoś zrobił podobny wyczyn na ich oczach. Odwróciłam od nich wzrok i zerknęłam na Alex. Wyglądał o wiele lepiej, lecz trucizna nadal krążyła w jej żyłach. Musiałam się pospieszyć. Została do tego jeszcze Samara. Jeśli będę je leczyć pojedynczo, nie dam rady. Położyłam jedną rękę na klatce piersiowej Alex, a druga na Samary. Znów zamknęłam oczy i wyłączyłam się na wołania małej. Musiałam to zrobić. Trucizna zaatakowała z podwójną siłą. Czułam, jak wyżera mi mięśnie, nerwy. Dopiero parę chwil je leczę, a już połowy ciała nie czuję. To postępuje za szybko. Jeśli więcej trucizny wchłonie we mnie, nie zdołam ich całkiem wyleczyć. Usłyszałam krzyk. Był przerażający. Słychać w nim było prośbę o pomoc i cierpienie. Ten, kto krzyczał, musiał cierpieć. I to bardzo. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to mój głos. Krzyczałam i to bardzo głośno. Moje ciało stało w płomieniach. Trucizna całkiem przejęła moje ciało. Poczułam jedynie, że trucizna przestała we mnie wchłaniać. A więc to wszystko. zdołałam ją wziąć całą z ich ciał. Jak się cieszę. Jednak to nie koniec cierpienia. Upadłam na plecy zaczęłam się zwijać w agonii. Ten ból był przerażający. Usłyszałam czyjeś szybkie kroki. Uchyliłam prawe oko i zobaczyłam zmartwioną twarz Weny. Krzyczała coś, lecz nie miałam pojęcia, co. Uśmiechnęłam się. Chciałam ją poprosić o jeszcze jedną, ostatnią rzecz. Pokazałam jej palcem, aby się pochyliła.
Gray POV
Juvia pokiwała na Wenę, aby ta się nad nią pochyliła. Zdesperowana blondynka zrobiła to i przystawiła ucho do jej ust. Uśmiechnięta niebieskowłosa powiedziała coś do Weny, na co ta zareagowała szokiem.
- Jesteś pewna? - spytała jeszcze łowczyni. Przytaknęła głowa. - Zgoda. - dodała. Juvia w tym czasie zamknęła oczy. Westchnęła. To było jej ostatnie tchnienie. Już jej z nami nie było. Zamknąłem oczy. Usłyszałem, jak Wena zaczęła płakać. To była bardzo dobra towarzyszka życia, przyjaciółka. Może i wkurzała mnie tym swoim ciągłym "Gray-sama", ale to było nawet miłe. Szkoda tylko, że nie zdołałem jej tego powiedzieć. Albo nie. To dobrze, że nigdy się nie dowiedziała, że to lubiłem, bo by mi żyć nie dała. Jednak warto zapłakać nad nią. Po moim policzku popłynęła samotna łza.
To smutne, ale myslenie Greya jest takie realistyczne w jak anime. Serio świetnie ci wyszło !
OdpowiedzUsuńFajny rozdział trochę przygnębiła mnie śmierć Juvi, ale nic nie poradzę.
Pozdrawiam i ślę wenę :-)