Prequel - "Przed poznaniem S&A"

Postanowiłyśmy, usunąć bloga "Silence before a storm" bo i tak nic na nim nie robimy. Zawadza tylko. Wstawiamy tutaj wzystkie rozdziały, które były ( Prolog- niedokończony 20 rozdział ) + Przygody Haru. Dla niedoinformowanych - Historia członków gildii najemników Mysterious ( Kimiko, misaki, Wera i Haru ) z Rogue'em i Sting'iem. To oni są katami w ostatnich rozdziałach właściwej historii.

Blog został zawieszony i nie będziemy go kontynuować

Prolog

   Pięć lat po zniknięciu wyspy Tenrou.
Pięć lat po zaginięciu najlepszych członków gildii Fairy Tail.
Piąty rok Igrzysk Magicznych.
Piąty rok chwały Sabertooth.
Piąta kłótnia mistrzów gildii Sabertooth i Mysterious.
Lecz pierwsze spotkanie członków obu gildii.
Małe bitwy, a wiele zmienią.
Jednak czy ktoś zna konsekwencje tego czynu?
Czy stare rany i konflikty pomiędzy Fiore i Seven zostaną zaleczone?
I czy uczucie, które poznają uczestnicy tych wydarzeń, przetrwają najgorsze?
Jeden konflikt.
Dwie bitwy.
Wiele konsekwencji. 


Rozdział 1

Wyszłam z pociągu razem z resztą i ruszyliśmy w stronę najbliższego miasta. A więc jednak do tego doszło. Spotkanie dwóch gildii, których mistrzowie są braćmi, lecz nienawidzą się. To nie jest taka zwykła braterska nienawiść. Tego nawet się nie da opisać. Jeden przewodzi najlepszą gildią w Fiore. Drugi mroczną gildią w Seven. Jeden nazywa się Jiemma, natomiast jego brat Kojou. Każdy próbował udowodnić drugiemu, że jego gildia jest silniejsza, lecz zawsze kończyło to się to tym samym: walką słowną, która kończyła się remisem. Lecz dzisiaj, po pięciu latach, postanowili, że członkowie ich gildii będą walczyć pomiędzy sobą. Ta gildia, która zwycięży w pojedynku, wygra.
   I w taki o to sposób ja i moi znajomi znaleźliśmy się na jakiś zadupiu które ponoć (PONOĆ) nosi nazwę Oak. Rozejrzałam się spod kaptura mego płaszcza. Góry. O nie. W górach szybko zmienia się pogoda. Deszcz. Oby nie padało!
   Usłyszałam grzmot. Jaja sobie ze mnie robicie! Popatrzyłam w niebo i pobladłam. Na niebie zebrały się ciężkie chmury. Rozejrzałam się. Panika powoli ogarniała moje ciało. Spokój. Misaki, spokój. Spojrzałam na towarzyszy. Haru jak zwykle zmienił się w kota. Patrzył się w przestrzeń. On i te jego myśli. Eh... nigdy go nie rozgryzę. Kimiko już zdążyła zasnąć. Wera pod swoim parasolem rozglądała się z obojętnością. Mistrz wychodził właśnie z wagonu. Zerknął kątem oka na niebo i spochmurniał.
- Widać, że musimy się pospieszyć. Jeśli chcesz, możesz iść przodem. Przyjdziemy za pięć minut. - powiedział biorąc Kimiko pod pachę. Gdyby ona wiedziała, jak jest teraz traktowana, to by zabiła wszystkich w zasięgu kilometra w mniej niż sekundę. Biedactwo.
   Podziękowałam mistrzowi lekkim kiwnięciem i ruszyłam w stronę gildii. Właściwie, to nie ruszyłam. Wręcz poleciałam. No tak. Zapomniałam wam powiedzieć, że mogę się zamieniać w ogień. Skleroza nie boli.
   Po paru sekundach byłam już na samym szczycie wielkiej budowli przypominającej piramidę. Stąd zauważyłam stację kolejową, a trochę od niej oddaloną grupkę podróżników. To pewnie moi towarzysze. No nie powiem. Trochę im zostało do przebycia. Ale co tam. Wolę poczekać pod dachem niż... zginać przez parę głupich kropelek!
   Gdy moi towarzysze przybyli, siedziałam na krawędzi przepaści i dzióbałam patykiem w ziemi. Kiedy tylko usłyszałam głośne wrzaski Kimiko - najwyraźniej się obudziła - miauczenie Haru i wściekłe pomrukiwanie Weroniki, odwróciłam do nich głowę. Właśnie wchodzili po ostatnich schodach. Wstałam z ziemi, otrzepałam pelerynę i podeszłam do nich. Kimiko krzyczała na mistrza. Zamknęła się dopiero wtedy, gdy wielkie drzwi otworzyły się przed nami. W przejściu stanął blondyn w dość dziwnym ubiorze. Uśmiechał się do nas. Spojrzałam kątem oka na czerwonowłosą. Palec, którym wskazywała na mistrza, opadł jak więdnący kwiat, a mina zrzedła. Jeszcze raz spojrzałam na blondyna. Kiwnął na nas ręką i poszedł w głąb budynku. Ten gest przed cwilą chyba miał znaczyć, byśmy poszli za nim. A może, że nie obchodzimy go, że ma nas w dupie? Wszystko jest możliwe!
   Weszliśmy do budynku. Blondyn kierował nas do wielkich, dębowych drzwi. Otworzył je i wskazał, abyśmy weszli do pomieszczenia. Powoli, rozglądając się na boki, weszliśmy. Na ścianach były rozwieszone różne symbole gildii, natomiast w pomieszczeniu byli wszyscy członkowie gildii Sabertooth. Na samym środku stał mistrz owej gildii. Popatrzył na nas. Na jego wielkiej gębie pojawił się kpiarski uśmiech. Spojrzał na blondyna, który dołączył do chłopaka z czarnymi włosami. Obok nich stanęły dwa exceedy. Czyżby smoczy zabójcy? No pięknie.
- Dziękuje, Sting. - powiedział do chłopaka. Ten jedynie kiwnął głową. Jednak jego mistrz tego nie zauważył. Był skoncentrowany na nas. - Czyżby to twoja cała gildia, Kojou? Coś nie jest ona liczna. - powiedział, rechocząc jak świnia. Oj, gdybyś wdział, ilu członków zawiera nasza gildia, to byś się posrał. Wściekłam się.  Nie tylko ja. Haru syknął na niego. Kimiko spojrzała w jego stronę ziewając przy tym. No nie mówcie mi, że ona ma zamiar tutaj spać! Wera natomiast spoglądała w swoje paznokcie. Jedak widziałam lekko wysunięte kły. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się. To była Kimiko.
- Obudź mnie, jak będzie moja kolej. - wyszeptała. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy biedaczka poczłapała za nami i położyła się w kącie.  Patrzyłam na nią. Ona zawsze mnie zaskakiwała. Nigdy nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. A znałyśmy się z pięć lat. Westchnęłam tylko i spojrzałam w kierunku przeciwnej drużyny.
- Oczywiście, że to nie cała gildia, Jiemma. To jedynie najsilniejsi przedstawiciele. - powiedział mistrz, po czym przedstawił nas wszystkich. Ominął jedynie Kimiko, gdy zauważył, że gdzieś zniknęła. Brew ostrzegawczo mu drgała, lecz zdążył szybko to opanować. Jiemma przedstawił natomiast swoich czterech wybrańców. Minerva, wysoka czarnowłosa kobieta. Rogue to ten czarnowłosy. Stinga już poznaliśmy oraz Orga, wysoki niebieskowłosy mężczyzna. Wszyscy czworo ustawili się w rzędzie. Mistrz przeciwnej gildii odwrócił się do nas.
- Dobra, zaczynamy! - powiedział i kiwnął na blondyna. Ten jedynie wyszedł na środek. Kojou popatrzył na nas wszystkich. Spojrzał na mnie pytające spojrzenie. Wiedziałam o co pytał. Gdzie Kimiko? Rozejrzałam się. Znalazłam ją pod jednym z gobelinów. Wera też ją zauważyła, bo podeszła do niej chwyciła za kołnierzyk koszulki i wyrzuciła na sam środek areny, która stworzyła się z wielkiej sali. Dziewczynę jednak nawet taki rzut nie obudził. Nadal spała Złapałam się za głowę i pokręciłam nią. Załamka. Blondyn jedynie patrzył to na mistrza, to na nią, aż wreszcie wybuchł śmiechem. Reszta jego znajomych poszła za jego śladem. No pięknie. Jiemma roześmiany zwrócił się do mojego mistrza.
- Kogo ty mi tu dajesz! Myślisz, że moja gildia jest aż taka słaba?! Mylisz się! Jeśli ona zaraz się nie obudzi, zostanie rozniesiona w pył! - powiedział,a gildia jeszcze bardziej się roześmiała. Mistrz jednak stał spokojnie.
   Gdy wszyscy się uspokoili, zaczęło się. Blondyn skupił się. Jego pięści otoczyła jakaś biała energia. To się bardzo szybko skończy. Sting cofnął swoja rękę tak, jakby chciał uderzyć powietrze.
- Pięść Białego Smoka! - krzyknął i walnął pięścią w powietrze. Z jego górne kończyny wystrzeliła poświata, która walnęła w Kimiko. Nastąpił głośny wybuch wzniecający dużą ilość dymu.
   Po paru wyczekujących chwilach dym opadł. Kimiko spała sobie jak gdyby nigdy nic. Natomiast wokół blondyna pojawiła się niezliczona ilość broni białej. Uśmiechnęłam się. Tak to się kończy, gdy ktoś atakuje śpiącą Kimiko.


Rozdział 2

Coś mną rzuciło ale jakoś nie bardzo mnie to obchodziło. Ja chcę spać! Jednak chyba nie będzie mi to dane. Jednak coś mnie wybudziło, coś... we mnie walnęło. Instynktownie otoczyłam potencjalne zagrożenie. Otworzyłam oczy patrząc przed siebie. Było dużo ludzi. No jasne, że było dużo! Jesteśmy w gildii kretynko! *Usłyszałam parskanie kota. Fuck, Wypierdalaj z mojej głowy Haru! Blondyn stojący przede mną był otoczony najróżniejszymi brońmy, no może prócz broni palnej ale...
Leżałam tak patrząc się na niego. Był zaskoczony jak i chyba lekko przerażony. Lekko, a to nie dobrze. Reszta nieznanych mi ludzi również była zaskoczona. Podniosłam się leniwie. Ja chce do łózia! I śmiech Haru. Zaraz go zajebie. Przysięgam. Słyszysz to? Ty wredny kocurze? Patrzyłam na niego znudzonym wzrokiem. I co ja mam niby teraz zrobić? Ani go zabić nie mogę,no... teoretycznie mogę jednak wtedy byłoby trochę nieciekawie. Ale ja przeważnie w tym momencie przerabiałam wszystkich na szwajcarski serek no! No cóż, trudno...
Chłopak po pewnym czasie chyba poczuł się pewniejszy siebie. Może sądził, że te ostrza to tak dla beki są? Że mu krzywdy nie zrobią tylko od tak się pojawiły, do dekoracji! By dodać klimatu tej zapyziałej brzydkiej dziurze. Poważnie, mogliby jakoś ożywić to miejsce.
- Rusz się, a zginiesz- warknęłam ostrzegawczo. Jestem zmęczona, a ten przydupas złotowłosy sądzi, że mnie pokona. Stanął zaskoczony na moje słowa jednak po chwili i tak postanowił zaatakować. Idiota...
W jednym momencie chłopak został przyszpilony do ściany. Wisiał tam, a jego ubranie było podziurkowane przez kilkanaście ostrzy. Szkoda, że nie jego ciało. Chyba powinnam się leczyć.W jednej chwili byłam przy nim trzymając w obu rękach miecze. Lewy został wbity z prawej strony jego szyi, a prawy z lewej strony tworząc krzyż. Jakby chłopak chciał się wychylić rozciął by sobie gardło. Spojrzałam za siebie. Mistrz nie wyglądał na zadowolonego. No co? Przecież żyje... jeszcze.
Spojrzałam przelotnie na chłopaka, jak tak się przyjrzeć to jest całkiem przystojny. Ma ładne niebieskie oczy.
 Na mój jeden rozkaz, a tak właściwie to myśl wszystkie bronie zniknęły, a zdyszany chłopak opadł na ziemię.
- Wygrałam!- krzyknęłam machając rękami i lekko podskakując. O Yeah! Jestem najlepsza.
- Chyba w snach- szepnął mi do ucha Haru gdy przechodziłam obok niego. Wypieprzaj z mojej głowy futrzaku! Chciałam iść się kimnąć jednak nie było mi to dane. Mistrz złapał mnie za koszule sadzając mnie obok siebie. Trzymał rękę na mojej głowie, żebym... w sumie to nie wiem po co, ważne, że nie mogłam spać! To straszne!. Ten ich cały mistrz Jirama... Jimama... no nie ważne. Nie był chyba zbytnio zadowolony z przegranej, aż kipiał ze złości. Poważnie, jeszcze chwila i wybuchnie rozwalając wszędzie swoje flaki! Ja chyba poważnie powinnam się leczyć. Tym razem na środek wyszedł jakiś czarnowłosy smutas. Jaka poważna mina, ojejuniu. Spojrzałam na Mistrza,a ten tylko skinął na Misaki. A więc teraz ona będzie walczyć! To będzie ciekawe, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo ja wciąż się nudzę! No ludzie!
Nasza Mimi stanęła naprzeciwko Emosa. Chwilę się sobie przyglądali, a mi stanęła scena rodem z Westernu i ten tekst "Nie ma w tym miasteczku miejsca dla nas dwóch" O Boże, Hahaha. Nie mogłam przestać się śmiać, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie. O Fuck, czyżbym popsuła jakże emocjonującą scenę walki? A to przepraszam. Opanowałam się i dalej przyglądałam tej potyczce. Powinno się skończyć w miarę szybko ale nigdy nic nie wiadomo.
- Pięść cienistego zabójcy smoków!- krzyknął Emo. O Shit, więc to zabójca smoków? O ja pierdole, hahaha! Szybko zasłoniłam sobie usta ręką. Czarne... coś walnęło w Misaki ale kiedy mała mgła opadła widać było tylko jej pelerynę. Pustą peleryna, która wesoło opadała na podłogę by w spokoju odejść do swojego nieba...a tak na poważnie zamieniła za pewnie się w ogień bo stała w tej "formie" za zdezorientowanym Emo. Już kilka sekund później leżał lekko spopielony w miejscu gdzie chwilę temu przyszpilony był Sting. Ta ściana jest chyba jakaś przeklęta. Za to Misaki wróciła do swojej ludzkiej formy, zakładając swoją pelerynę i wracając na swoje miejsce. Śmiałabym się jednak to nie było ani trochę śmieszne. To było nudne.
- Kiedy wracamy?- zapytałam mistrza.
- Kiedy skończymy.- odpowiedział mi Mistrz.
- Ale dlaaaczeeego? - dręczyłam go.- I tak wiadomo, że wygramy, a ja się nudzę!- marudziłam.
- Uspokój się- syknęła Wera. Zołza. Członkowie przeciwnej gildii byli skołowani, no tak. Domyślam się, że pokonaliśmy dwóch z czterech ich najlepszych członków, a Sabertooth jest w końcu najsilniejszą gildią w Fiore. No cóż... teraz wyszedł na środek jakiś koleś... koleś od Tiki Tiki? What the Fuck, co to jest? O mój Boże, czy wszyscy w tej gildii są tacy dziwaczni? Sam mistrz którego imienia nie potrafię zapamiętać, żyje chyba na jakichś sterydach! Nasz Mistrz Kojou wskazał tym razem na Haru. A więc Wera będzie ostatnia? Podobnie jak ta kobieta w dziwnym uczesaniu? Ok, niech i tak będzie, tylko dlaczego to ja wyszłam na pierwszy ogień?

Haru POV

Gdy wszedłem na arenę, byłem skołowany wcześniejszymi walkami. Chyba, strasznie szybko skończy się to spotkanie.
- Okej, teraz zobaczymy co ty potrafisz- uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Przestań gadać i zacznijmy walczyć.
- Jaki nerwowy- mruknąłem wystawiając mu język. Z mojej strony był to sygnał do rozpoczęcia walki. Ten olbrzymi goryl otoczył się błyskawicami.
- Jakie piękne- mruknąłem oczarowany (kocie geny). Chyba nie spodobało się to facetowi. Używając magi czytania w myślach unikałem jego ciosów jednak i tak nie zdołałem przed wszystkimi uciec. Musze się zmienić. Spojrzałem na Mistrza, a ten tylko kiwnął głową na znak zgody. Już po chwili wokół mnie spowiła się lekka mgła spod której wyszedłem już na czterech łapach. Wszyscy byli zaskoczeni moją nową formą, a sam koleś był tym faktem chyba trochę zdezorientowany. Jednak po chwili znów zaczął mnie atakować. Wygrywałem jednak i tak oberwałem. Szybko się polizałem po łapce, która ta po paru chwilach uzdrowiła się. Zadałem mu ostateczny cios zatapiając w jego skórze moje pazury z płynem paraliżującym. O tak ! Wygrałem! Wróciłem na swoje miejsce obok Wery.


* Teksty robione kursywą to bezpośrednie myśli bohaterów


Rozdział 3

 Po skończonej walce, podeszłam do mistrza. Ten czarnowłosy jest o wiele słabszy, niż myślałam. No, ale cóż. Mogłam się tego spodziewać, skoro ten blondasek nie dał rady. Po mnie przyszła kolej na Haru. Jego walka tez była dosyć krótka. Nasze spotkanie z Sabertooth będzie o wiele krótsze, niż myślałam. Może jeszcze zdążymy na ostatni pociąg? Spojrzałam na mistrza. Przyglądał się każdej z walk. Jego mina była skoncentrowana. Ale widać było na niej także strach. Tylko czego on się bał. Przecież została tylko Wera. Ona na pewno sobie poradzi z tą Minervą, czy jak jej tam było.
   Po skończonej walce, Haru podszedł do mnie. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Ukucnęłam i pogłaskałam go po głowie. Popatrzyłam na pole bitwy. Na jego środku stała już Minerva. Poczułam ruch po prawej stronie. Odwróciłam się w wyznaczony kierunek. Wera spoglądał na swoją przeciwniczkę. Zauważyłam lekki niepokój na jej twarzy, lecz równie szybko zniknął, jak się pojawił. Dumnym krokiem podeszła do swego wroga. A raczej kolejnej ofiary. Po drodze wypuściła swój parasol z rąk Teraz w stu procentach była odsłonięta na słonce. Widziałam jak się krzywi. Nigdy nie przebywała za długo na słońcu. Zawsze się tego bała. Mówiła mi, jak boli ją potem całe ciało. Teraz znów będzie musiała wypić litry krwi. Tylko skąd my ją wytrzaśniemy?
   Skrzywiona podeszła do Minervy. Ta jedynie się uśmiechnęła.
- Co. Słoneczko ci szkodzi, kochanie? Jakaś ty blada. Może zmierzyć ci temperaturę. - odezwała się czarnowłosa. Ale okropny głos. Pasuje do niej. Wera jedynie oparła rękę na biodrze.
- Jeśli chcesz, możesz to zrobić. Tylko potem się nie wystrasz. - powiedziała i uśmiechnęła się. Wszyscy z Sabertooth, wraz z mistrzem, wstrzymali powietrze. Patrzyli się to raz na nas, to na Weronikę. Byli przerażenie. No jasne. Przecież pokazała kły. Powiedziała im jednoznacznie kim jest. Wampir na arenie. Uśmiechnęłam się jednoznacznie. Niedługo to się skończy.
   Gdy Minerva ocknęła się, w jej dłoniach pojawiły się dwie różnokolorowe kule. Zdenerwowana zaczęła zbliżać się do naszego wampirka. Ta jedynie stała sobie spokojnie i patrzyła na przeciwniczkę. Gdy ta była dosyć blisko, spojrzała jej w oczy. Ciało Minervy zdrętwiało. Kule zniknęły,a sama przeciwniczka wyprostowała się. Weronika podniosła rękę i zaczęła sterować bezwładną czarnowłosą. Ta natomiast podeszła do swego mistrza i uklękła na jedno kolano. Wera z podłym uśmieszkiem poruszyła wargami.
- Przegrałam mistrzu, przykro mi. - powiedziała Minerva. A więc to wypowiedziała blondynka. Nieźle. Wymieniona wampirka odwróciła się, wcześniej uwalniając biedaczkę spod czaru, chwyciła swój parasol i podeszła do nas. Uśmiechnęła się do mistrza. Szkoda, że nie mogliśmy zabić naszych przeciwników. Zawsze nam pozwalał, więc dlaczego teraz było inaczej? Czy to dlatego, że to est gildia jego brata. A może sam chce ich mieć u siebie? Nie wiedziałam. Ważne było, żeby teraz wrócić jak najszybciej do gildii i powiedzieć im o naszej wygranej. Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy i spojrzałam w okno. Mina mi zrzedła. Na dworze była prawdziwa wichura. Przez otwarte okno wpadło parę kropel i uderzyło o moja skórę na twarzy. Poczułam pieczenie. Po chwili usłyszałam syk i zauważyłam unosząca się parę.
- Mistrzu, nie wyjdziemy stąd, dopóki nie przestanie padać. A przynajmniej ja nie wyjdę. - powiedziałam odwracając się do niego. Przeciwna gildia patrzyła na nie ze zdziwieniem. Nie wiedzieli, że jestem kapłanką ognia. Nie mieli pojęcia, że woda mnie zabija. Ale mistrz dobrze wiedział o co mi chodzi. Podszedł do brata uściskał mu rękę i powiedział coś do ucha. Ten jedynie kiwnął głową i powiedział coś swoim podopiecznym. Ci sami, z którymi walczyliśmy, pokazali nam pokoje. Mieliśmy siedzieć w nich, dopóki nie przestanie padać. Mistrz najwyraźniej nie wytłumaczył swojemu bratu, o co chodzi, bo gdy odchodziłam, miał zdziwiona minę. No cóż, nie mój problem. Ruszyłam za Rogue'em. To było dziwne miejsce. Gdzie tylko się nie obejrzysz wisiały gobeliny. Skrzywiłam się. Ja chyba nie wytrzymałabym w takim miejscu. Tyle szarości, powagi. Nic. Żadnej zabawy. Podziwiłam tych, którzy to wytrzymują.
   Dotarliśmy do pomieszczenia, które miało być moim tymczasowym pomieszczeniem. Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Odwróciłam się jeszcze, by podziękować mu, kiedy zobaczyłam, że coś go trapi. Stał tak i rozmyślał.
- Co cię tak trapi? - spytałam i zmarszczyłam brwi. To było do mnie niepodobne. To pewnie dzisiejsze walki musiały mnie tak znudzić. Najwyraźniej zauważyłam coś ciekawego i nie mogłam się powstrzymać.
- Nie, to nic takiego. Pójdę już. - powiedział i się odwrócić. Złapałam go za rękę. Musiała być bardzo ciekawa, że to zrobiłam. Odwrócił się do mnie.
- Nie martw się. Mi możesz powiedzieć. Może i jestem z mrocznej gildii, ale bez przesady. Jestem magiem. - powiedziałam. Najwidoczniej zrozumiał, że go nie puszczę, dopóki mi nie powie. Odwrócił się.
- Dlaczego... dlaczego nie możesz wyjść teraz z gildii? Dlaczego nie możesz wyjść na deszcz? - spytał. Cholera. Mogłam się tego spodziewać. Nie powiem mu. Nikt nie może się dowiedzieć. To może doprowadzić do mojej śmierci.
- Ja... Po prostu... Woda na mnie dobrze nie wpływa. Tyle powinieneś wiedzieć - powiedziałam. - Dziękuję - dodałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Oparłam się o nie. Dopóki nieprzestanie padać, nie wyjdę z tego pokoju.
   Jakieś półgodziny później usłyszałam drapanie o drzwi. Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam przed siebie. Musiałam zasnąć. Podniosłam się i otworzyłam drzwi. Za nimi był Haru. Dumny ze swojego czynu, wszedł do pokoju. Popatrzyłam za nim.
- Co ty tu robisz? - spytałam go. Zgubiłem się. Poza tym nie chcę siedzieć sam w pokoju. Powiedział. No ładnie. Uśmiechnęłam się do niego. - A więc utknąłeś tu ze mną.

Rozdział 4

Złotowłosa prowadził mnie do jednego z gościnnych pokoi. Mam nadzieję, że były gościnne, a nie ich bo to by było co najmniej dziwne. Chyba mi się przyglądał bo czułam na sobie czyichś wzrok jednak nie odezwał się. Ja za to oglądałam i mentalnie płakałam za fatalnym wyglądem tego miejsca. Kto był ich dekoratorem wnętrz? Dracula? Okropne...
- To tu- wskazał ręką drzwi chyba z dębu, nie wiem, w każdym razie były ciemne i ponure jak całe to miejsce. Kiwnęłam głową i weszłam do pomieszczenia. Jest! Wreszcie się kimnę! Alleluja!
- Czekaj- zawołał za mną. Cholera...
- Coo?- odwróciłam się do niego przewracając oczami. Chwilę mi się przyglądał.
- Nie... nic- mruknął i sobie poszedł. WTF? Co to było? No nie ważne, ważne, że wreszcie choć ociupinkę się wyśpię. Co ja gadam, ja nigdy się nie wysypiam. Parsknęłam śmiechem. Położyłam się do wielkiego łózia. Chyba małżeńskie bo serio było ogromne. Nawet nie przykryłam się kołdrą, nie potrzebuje jej. Zamknęłam Oczy i odpłynęłam w krainę Morfeusza, mój najczęstszy przystanek.

Otworzyłam powoli oczy, była noc? Wszędzie ciemność, ciemność i ... ciemność. Obok łóżka na stoliku nocnym stała świeczka, zapaliłam ją i wzięłam do ręki. Wyszłam z pokoju, te drzwi ostatnio też tak strasznie skrzypiały? Spojrzałam w lewo, prawo. Czuje się jak w Horrorze, zaraz wyskoczy jakiś zwalisty drwal z maczetą i rozjebie mi mózg?* Hmmm... czy tylko ja czuję ten gorąc? Naprawdę strasznie gorąco, jak w piekarniku. Postanowiłam iść prawym korytarzem. Im dalej szłam tym bardziej gorąco się robiło. Jeszcze chwila i zostanie po mnie sucha kałuża! Usłyszałam jakieś ciche jęki, Co to do kurwy jest? Przybliżyłam się do ściany. Jakby głosy dzieci? Chyba tak. Boże, o co w tym wszystkim chodzi?
- Upieczemy ich wszystkich na złoto- powiedział podniecony kobiecy głos. A teraz co, bawimy się w Jasia i Małgosie czy ki diabeł? Doszedł mnie smród spalenizny, może to w kuchni? Albo gdzieś? Nie wiem, niedaleko były duże dwuskrzydłowe drzwi. Im bliżej nich się znajdowałam tym głośniejsze były krzyki. Ja pierdole, co tu się dzieje? Tato! Przytul mnie! Ja się boję! Jeszcze chwila i się rozpłaczę. Syknęłam, wosk skapnął mi na rękę! Szybko wywaliłam świeczkę na podłogę, Fuck. Mogłam pomyśleć. No cóż, trudno. Stałam centralnie pod tymi drzwiami, gorąc nie wyobrażalny i jeszcze te jęki. Nie wiem czy chce tam wchodzić. Otworzyłam drzwi, od razu na oścież ale to co było tam w środku... Cała kuchnia stanęła w ogniu. Wszędzie dookoła był ogień, wszędzie, jego płomyki muskały moje ciało lekko je przypiekając. Centralnie przede mną w tym piekle byli moi przyjaciele. Wera i Haru zwijali się w agonii mówiąc nieme "pomóż!" przed ogniem stała duża chyba wanna z wodą,a na jej powierzchni peleryna. To Misaki? Nie... to się nie dzieje. Nie znów...

Krzyk

Czekajcie chwile... To Mój Krzyk! Obudziłam się gwałtownie siadając na łóżku, rozejrzałam się po pokoju przerażona. Byłam na łóżku, a wokół mnie stali zmartwieni przyjaciele włącznie z niektórymi członkami Sabertooth, och... aż tak głośnio wrzeszczałam? Chwila, czyli to był tylko sen? Och, jak dobrze. Odetchnęłam z ulgą łapiąc się za serce. W sumie mogłam się domyślić.
- Znowu ci się śniło, prawda?- odparł zmartwiony Haru. Kiwnęłam nieznacznie głową, pojawiają się te sny w najmniej oczekiwanym momencie. Dlaczego akurat dzisiaj? Przez to wyszłam na wariatkę! No... w pewnym sensie nią jestem, ale i tak!
- Potrzebujesz czegoś?- spytała zmartwiona Wera. Od kiedy ona się tak o mnie troszczy? Ma dzień dobroci dla zwierząt czy jak?
- Czy ktoś może nam wyjaśnić o co chodzi?- Spytał jakiś kolejny blondyn w kapeluszu z piórkiem. Co to za dziwna moda? Ten z wyspy Tiki Tiki, ten jak z Renesansu (chyba...) inny jest Emosem... No ludzie!
- Co się dzieje? Nic się nie dzieje- uśmiechnęłam się zakłopotana.- Wrzasnęłam sę, no i co? Wy nie lubicie powrzeszczeć sobie od czasu do czasu? To świetna zabawa! Polecam!- machałam wesoło rękami. Niech się odpierdolą, co im do tego? I tak niedługo stąd wyjedziemy i wszyscy zapomnimy o swoim istnieniu. A teraz niech wszyscy wyjdą! Chce spać!

Rozdział 5

  Usłyszałam wrzask. Podniosłam szybko głowę i rozejrzałam się sennym wzrokiem. Wokół mnie było wiele gobelinów. Cholera, kto to wymyślił! Spojrzałam na druga stronę łóżka. Po mojej prawej stronie podnosił się jakiś chłopak. No bez jaj. Wściekła podniosłam pięść na wysokość głowy. Chłopak drapiąc się po głowie odwrócił się do mnie.
- Haru, chcesz zginąć?
- Nie przesadzaj. Tylko mi się zasnęło obok ciebie.
- Nie przesadzaj?! Ile razy ja ci mówiłam, żebyś nie zamieniał się w człowieka, kiedy pozwalam ci spać ze mną w jednym pokoju!
- Hahaha, takie szczegóły, kto by się przejmował.
- Ja!
- Ciii, nie krzycz tak głośno. - powiedział. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, co mnie obudziło. Usiadłam skołowana. Nie posiedziałam se za długo. Czyjeś ramiona oplotły mnie i położyły do łóżka. - Daj się przytulić, chcę jeszcze pospać. - dodał Haru.
- Ale Kimiko krzyczała. Znów jej się TEN koszmar przyśnił.
- Tak, ale już jest na pewno lepie. Tez się martwię, gdy śni jej się ten sen. - powiedział i położył się na poduszce. No właśnie widzę, jak się o nią martwisz! Westchnęłam. Ale miał rację. Po co mam tak panikować, skoro to nie pierwszy raz. Już z dwa miesiące się z nim męczy. Biedaczka. Nie dość, że geny po ojcu dają się jej we znaki, to jeszcze sen ją męczy. Cholera jasna! Położyłam się obok Haru i zasnęłam.
   Obudziło mnie walenie do drzwi. Rozzłoszczona wyrwałam się Haru i podeszłam do drzwi.
- Co za debil wali do mojego pokoju o... - zatrzymałam się i spojrzałam na zegar. Było w pół do trzeciej. Jeszcze bardziej rozzłoszczona, podeszłam do drzwi. - o trzeciej nad ranem! - o trzeciej nad ranem! - dodałam. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał Rogue. Cholera. Co on tutaj robi? W ogóle, po co tu przyszedł! Jeszcze na dodatek nie jestem sama! Eh... zrzędzenie losu! Odgarnęłam wściekła kosmyk, który opadł mi na twarz.
- O co chodzi? - spytałam. Nienawidziłam, kiedy budzono mnie o niewłaściwym czasie. Jedak jeszcze bardziej mnie wkurzało mnie to, jeśli ktoś przychodził wtedy, kiedy nie powinien.
- Twoja przyjaciółka, Kimiko, cie woła. Chcę, abyś u niej spała.
- Rozumiem już do niej idę... - powiedziałam, gdy poczułam, jak coś ociera mi się o nogi. Spojrzałam w dół. O moją prawą nogę ocierał się zamieniony w kota Haru. Moja powieka zaczęła niebezpiecznie drżeć. Jakim prawem on...
- Co on robił w twoim pokoju? - podniosłam głowę i spojrzałam na czarnowłosego. Wskazywał na kota i przyglądał mi się ciekawie. I co ja mam mu powiedzieć. Najlepiej by było powiedzieć prawdę. Poza tym, dlaczego ja się tak tym przejmuję, skoro on jest dla mnie obcy. Przecież to nie jego interes, co ja robię i z kim.
- Zgubił się, a poza tym nie chciał sam spać. -powiedziałam. Haru już dawno zniknął za zakrętem holu. Zdrajca.
- Aha. Nie powinien raczej spać z twoją koleżanką, skoro ona ma takie koszmary. Przydałby się jej ktoś do towarzystwa, a teraz go chyba najbardziej potrzebuje. - powiedział. No tak, Kimiko. Wyszłam z pokoju i ruszyłam za czarnowłosym. No pięknie. I co ja mam teraz zrobić? Ten sen czerwonowłosej mnie przerasta. A co jeśli to prawda? Ten jej sen nie może się spełnić. Ona przeżywa horror raz za razem.
   Po paru zakrętach i skrętach dotarliśmy do pokoju Kimiko. Otworzyłam drzwi i znalazłam przyjaciółkę zwiniętą w kołdrę. Podziękowałam Rogue'owi kiwnięciem głowy i podeszłam do niej. Objęłam ja ramionami.
- Już Kimiko, jestem. - powiedziałam. Po chwili poczułam, jak dziewczyna zaciska mocno swoje ramiona. Odwzajemniłam uścisk i popatrzyłam w stronę drzwi. Blondyn i czarnowłosy stali w przejściu i się na nas patrzyli. O co im chodziło? Nie mogli nas zostawić samych? Poczułam łzy na ramieniu. Kimiko płakała. Widocznie sen ja przerósł. Przytuliłam ją mocniej i spojrzałam na nią. Mamrotałam słowa pocieszenia.
  kiedy czerwonowłosa usnęła, spojrzałam jeszcze raz w stronę drzwi, lecz dwójki smoczych zabójców nie było już w pobliżu. Odetchnęłam i położyłam się koło przyjaciółki. To była długa noc.

Rozdział 6

Obudziłam się rano, nie, ja nigdy nie budzę się rano tylko w południe, wieczorem albo wcale. No ewentualnie na jedzonko. Jedzonko zawsze spoko. Spojrzałam na zegarek : 9.03 Fuck! Więc jednak rano, co ze mną nie tak? Może to ten klimat tak na mnie wpływa? Tak to na pewno to. Podniosłam się jednak poczułam mały opór. Spojrzałam w tę stronę, Misaki? Dotknęłam swoich policzków, ja płakałam?
- Która godzina?- spytała Ziewając.
- Rano- burknęłam. Spojrzała na mnie. - Znów, to się stało tak?- kiwnęła głową.
- Lekkie załamanie, każdemu się zdarza- mruczałam do siebie. Wstałam z łóżka i poszłam się przemyć. Szkoda, że nie wzięliśmy niczego na zmianę, ale kto mógł przewidzieć, że rozpęta się taka burza?
- Gotowa?- spytała się mnie Misaki gdy wychodziłam z łazienki. Kiwnęłam nieznacznie głową po czym obie wyszłyśmy z pokoju kierując się do głównej sali tej bardzo brzydkiej gildii. Jeszcze chwila w tym chorym budynku, a normalnie... nie wiem! Porzygam się! O!
- Wszyscy? Tak? To dobrze- powiedział nasz Mistrz. Wszyscy? A gdzie Haru? Rozejrzałam się po sali gdy dostrzegłam go w formie kota chowającego się za Werą. Mini mordowała go wzrokiem, chyba nie chce wiedzieć o co chodzi.
- Dziękuje, ci bracie za gościnnie- uśmiechnął się.
- I jak widzisz, nasza gildia jest lepsza więc, skończycie tą bezpodstawną kłótnie, tak?- oczywiście musiałam wtrącić swoje trzy grosze. Ten Jimama spojrzał się na mnie groźnie, ajć, czyżbym go rozzłościła? Smutne...
- To, że wygraliście, nie znaczy jesteście lepsi.
- No chyba właśnie znaczy- uśmiechnęłam się. Co za idiota, nie potrafi pogodzić się z przegraną! Pff... Olbrzym na sterydach łypnął na mnie groźnie, ojej.
- Kultura, Kimiko -ostrzegł mnie Kojou.
- No co? Przecież prawdę mówię- mruknęłam. Nasi mistrzowie jeszcze chwilę podyskutowali ze sobą kłócąc się jak małe dzieci. Moi przyjaciele patrzyli na mnie z politowaniem co było dziwne jednak dziwniejsze były spojrzenia dokładnie trzech osób. A przynajmniej ja naliczyłam trzy. Minerva zabijała nas wzrokiem. Ktoś tu też nie umie przegrywać! Za pewne ma to po tatusiu, tak to pewne. I jeszcze ten Emo i Złotowłosa. Patrzyli na nas z zainteresowaniem, a co ja? Wystawa w zoo, że tak się lampią? Nieee... proszę chodźmy już. Wgapiają się w nas już kilka minut! To straszne!
- Dobrze, to my już idziemy. Do zobaczenia wkrótce bracie!- i wyszliśmy. Wreszcie! Świerze powietrze i brak tych ohydnych ścian! Oczywiście nie padało ku uciesze Mini.

Rozglądnęłam się po okolicy, a tak dokładniej to po pociągu. Jak ja się do chuja tu znalazłam? Spojrzałam na moich druhów.
- Zasnęłaś- mruknął Haru. Aaa... to wszystko wyjaśnia. No cóż.

Jestem w swoim pokoju, na moim łóżku i próbuje rozkminić w jaki sposób się tu do czorta znalazłam. Chyba, że zasnęłam! Tak, to całkiem możliwe. Głupia ja. Coś zaczęło ocierać się o moje nogi. Spojrzałam w dół. Haru! Nigdy nie potrafiłam rozgryźć jak to się działo, że on tu wchodził, a ja tego nie potrafiłam zauważyć. Czyżbym, była aż tak nieprzytomna? Możliwe, możliwe...
- Czego chcesz?- mruknęłam zmęczona. Tak, ja zawsze jestem zmęczona.
- Cały czas spałaś, nie jesteś przypadkiem głodna?
- Dlaczego miałabym być głodna?- mówiłam trąc oko.
- Całą drogę do gildii spałaś, a ja zrobiłem jedzonko dla wszystkich. Trochę szkoda by było gdyby się zmarnowało.- patrzył na mnie tymi swoimi maślanym wzrokiem. Te jego kocie oczy! A niech je szlag!
-...- olśniło mnie- ty gotowałeś?
- No jak nie ja, jak ja- wyszczerzył swoje ząbki.
- To, co na obiad?... bo teraz jest obiad, co nie?- spojrzałam na zegar. 15.32 to pora obiadowa, prawda? A może nie...
- Dla mnie smażona rybka, dla naszej królowej oczywiście królicza krew z dodatkiem A+,  dla Misaki ciasteczka z polewą truskawkową i kuleczki ryżowe z jabłkiem, a dla ciebie oczywiście to co lubisz najbardziej.- Rozmarzyłam się, czyżby naleśniczki? Albo fryteczki? Jeeej! W mgnieniu oka znalazłam się w kuchni. Naleśniki z musem z bananów i kawałkami truskawek! Jestem w raju. I mój Shake energetyczny jak i czekolada bym jak chciała dodała ją sobie do naleśników. Bosko...
- Tylko nie rzygnij tęczą- ostrzegła mnie Wera po czym wróciła do sączenia swojej krwi, bleee...
- Ale masz minę, jakbyś od lat nie jadła- zaśmiała się Mini. E tam, zazdroszczą mi.
- Pamiętajcie, że potem idziemy na misję!- przypomniał nam Haru. A ten jak się tu znalazł? Nie ważne. Jestem głodna. Mój żołądek postanowił mnie poinformować, że jednak jeszcze istnieje, póki co. Już oczywiście po godzinie, bo mam żołądek bez dna, wyruszaliśmy na misję. Byłam tylko ja, Misaki i Haru ponieważ świeciło słońce i by jej szkodziło. Ona idzie wieczorem, oczywiście beze mnie bo ja mam zamiar leniuchować w moim pokoju tak jak zawsze. Mieliśmy ściągnąć jakiegoś gościa, który nielegalnie handluje bronią. Podobno kiedyś pracował dla wojska Seven na czarną robotę jednak później się wycofał. Nie zamknęli go tylko pozwolili żyć na wolności w zamian za dostarczanie informacji o różnych przestępcach i tego typu rzeczach. Niestety nie dawno "zerwał przyjaźń" z królem. Władca obawia się, że źle to skończy się dla kraju bo ma kontakty i w ogóle dlatego kazał nam go zdjąć. Jednak coś czuje, że nie będzie łatwo.

Rozdział 7

 Wyruszyliśmy przed świtem. Kimiko jakoś się to nie podobało, ale nie dziwiłam się. Leń. Muszę jej kiedyś zaśpiewać piosenkę i leniu. Może wtedy zrozumie, że dla niektórych jest utrapieniem w życiu. Ale ma to tez swoje dobre strony.
   Haru jak zwykle w formie kota idzie dumnie obok czerwonowłosej, trzymając się ode mnie jak najdalej. No i dobrze. Nie wiem, co zrobię, kiedy zostaniemy na osobności. Chyba go rozszarpię. Tak. To będzie dobry pomysł. Niech wie, że ja tak łatwo nie zapomnę. Będzie cierpiał. Będzie. 
   Z jakąś godzinę później byliśmy już na miejscu. Nie było to daleko do gildii, ale tez nie za blisko. I dobrze. Tylko członkowie oraz król mogą wiedzieć, gdzie jest nasza gildia. Jedynie nieliczni, czyli ci,którzy dołączają do nas oraz ci, którzy od niej odeszli, wiedzą gdzie jest. Jedak każdy z nich dostał zakaz rozpowiadania tej poufnej wiadomości. A miejscem do którego doszliśmy, były bagna. Tak, nie przesłyszeliście się . To były bagna. Okropne mokradła, które zabiły już dziesiątki mieszkańców pobliskich wsi. Zazwyczaj to były dzieci, które za daleko uciekły. Ale nie dlatego tu przyszliśmy. To tutaj ostatni raz było widać przestępce, którego ścigaliśmy. Misja od samego władcy Seven. Poważna sprawa. Aż współczuje temu gostkowi. Kara, która go czeka, nie będzie za miła. No racja. Egzekucja nigdy nie jest miła. Ale nie czas na rozmyślanie o tym. Czas znaleźć drania.
   Szliśmy tak już z półtorej godziny. Nogi nas bolały jak diabli, a Kimiko była wyczerpana. Jak to możliwe, że ona tak szybko się męczy. Nie wiedziałam. Może to przez jej szybko rozładowujące się baterię. a może przez ogromną ilość mocy? Nigdy się tego nie dowiem. Usłyszałam za sobą plaśnięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam Kimiko z głową w błocie. Z brudnej mazi wydobywały się pojedyncze bąbelki. Podbiegłam szybko do dziewczyny i podniosłam ją. Haru bez słowa wziął ją na ręce i ruszyliśmy dalej. 
   Kolejne półgodziny minęło, kiedy znaleźliśmy jakiś ślad chłopaka. Podeszłam do ledwo co dogasającego ogniska. Oczywiście, nie znajdowaliśmy się już na bagnach, tylko na sąsiadującej przy nich polanie. A więc już dawno się stąd zwinął. Tupnęłam sfrustrowana nogą i przeklnęłam jak szewc. Haru aż był zaskoczony moimi słowami. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę lasu. Jak ja nienawidziłam mieć w nich misji. Zawsze były takie wielkie i gęste. Łatwo można było się zgubić. Zwiesiłam głowę i weszłam do gęstwiny. Wkurzające zarośla. Po co one w ogóle są. Tylko wkurzać potrafią. No, ale cóż. Nawet modlitwa do najpotężniejszego z bogów mi nie pomoże. Zaczęłam rozsuwać i wyrywać chwasty przede mną. Cholerne krzaczyska. Jeszcze ciężar Kimiko nam przeszkadza, przez co jesteśmy wolniejsi. 
   Po godzinie ciężkiej harówki, postanowiliśmy odpocząć. Upadłam zmęczona na ziemię. Czy wspominałam, że nienawidzę drzew. Chyba nie. Więc powtórzę. Nienawidzę drzew, krzaków ani żadnych roślin! One są wkurzające. Dlaczego ziemia  nie może być płaska. Albo żeby były same kamienie? Co w tym jest takiego złego? Chyba nic. No cóż, one jednak są. Westchnęłam. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe. Tego nie wie nikt. Położyłam się na trawę i podziwiałam chmury, które było widać przez korony drzew. Było ich strasznie mało, ale ważne że były. To się liczyło. 
   Leżałam tak z parte minut, gdy usłyszałam szelest liści. Na początku myślałam, że to Haru, Jednak myliłam się. To byli jak dobrze nam znani Stnig i Roguę. Jęknęłam Dlaczego oni są wszędzie. Dlaczego! Podniosłam głowie spojrzałam na nich Nie tylko oni byli zaskoczeni tym spotkaniem. To był horror. Jakby nie mogli nas zostawić chociaż na parę chwil.
- Co wy tu robicie? - zapytał Sting. Jaki miły. Aż powala kulturą. 
- Chciałam was spytać o to samo. - powiedziałam. Jak na złość nie wzięłam swojej peleryny. Byłam ubrana w koszulkę sięgającą mi do brzucha, szorty i tenisówki. Na rękach miałam rękawiczki bez palców. 
- Jesteśmy na misji. Dostaliśmy ją od króla. Mamy za zadanie znaleźć złoczyńce, który zwiał przed egzekucją - powiedział i pokazał nam fotografię. Był na nim ten sam facet, którego my ścigamy. Bez jaj. To niemożliwe. Roześmiałam się. 
- Nie możecie go ścigać.
- Dlaczego? 
- Ponieważ to jest naszym zadaniem. Dostaliśmy je od władcy Seven. Czego go kara z naszej strony. Musi zostać zgładzony. - powiedziałam. To się robiło nieco śmieszne. 
- Masz rację. Tylko że zostanie ona przeprowadzona w Fiore - powiedział czarnowłosy. Skierowałam na niego swoje spojrzenie. Nie pomagał. Za grosz nie pomagał. Podeszłam do niego i przyjrzałam się mu.
- Nasza gildia posiada najlpeszych najemników w całym Seven. Jak myślisz, kogo by wybrał do zrobienia brudnej roboty. Płatnym zabójcom czy niewinnym magom z Fiore? - powiedziałam chłodno. Widziałam, jak dreszcz przebiega obydwu po plecach. No i dobrze. Niech się boja Przecież nasza gildia nie bez przyczyny jest uznawana za mroczną. Uśmiechnęłam się chłodno. Podeszłam jeszcze bliżej członkom Sabertooth. Widocznie nie byli na to przygotowani, ponieważ zesztywnieli. Sięgnęłam za siebie.
- Misaki, nie strasz ich. - usłyszałam senny głos. Odwróciłam się. Kimiko się obudziła. No to będzie zabawa.

Rozdział 8

Misaki właśnie próbowała zarżnąć tych chłopców z Sabertooth. A przynajmniej tak myślę, ważne by robili to ciszej bo ja tu spać próbuję. Wstałam i podeszłam do nich przecierając oko.
- Co się znowu stało?- spytałam ziewając przy okazji. No nie dadzą się człowiekowi wyspać!
- Wygląda na to, że oboje mamy tę samą misje- wyjaśniła Mini. Że jak?
- Pokaż to- wzięłam kartkę od... Stinga? Ta, chyba tak. Patrzyłam się chwile na to po czym wybuchnęłam śmiechem. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
- A tobie co?- Zapytał Emo. Od dzisiaj będę tak na niego mówić.
- Nic tylko chyba o czymś Mini, zapomniałaś.- mówiłam przez śmiech.- Nasi "władcy" się nie lubią- pokazałam cudzysłów,a  ona patrzyła chwilę w przestrzeń jednak chyba po chwili skumała o co mi chodzi bo sama zaczęła się śmiać.
- O co chodzi?- tym razem odezwał się nasz Haru. Nasz nie kumaty kotek!
- No bo, wiadomo. A przynajmniej nam wiadomo, że król Fiore i król Seven się nie lubią. Co znaczy, że rywalizują ze sobą w prawie każdej kwestii. Nie wiem czy WY cokolwiek wiecie o tym gościu, jednak jest on dosyć niebezpieczny i ponieważ zna poufne informacje dotyczące naszego kraju to chyba jasne, że Fiore chce je zdobyć, prawda? Przecież nie kazałaby zwykłej, szarej gildii ma dokonanie egzekucji kogoś takiego. Mam racje?- wyjaśniałam im to jak małym dzieciom. Patrzyli na mnie z lekko rozdziawionymi ustami, aż słyszałam jak te trybiki w ich głowach zaczynają pracować. Chyba zrozumieli o czym do nich mówię i że ta misja była dla nich jedną wielką ściemą.
- Więc wy sobie wróćcie do domu, a my zajmiemy się tym co robimy najlepiej. Czyli w sumie pozbawianie ludzi życia.- Odwróciłam się na pięcie i miałam odejść kiedy ten blondasek złapał mnie za rękę.
- Sting... Chcesz zginąć?- odwróciłam się powoli patrząc na niego jednym z najbardziej morderczo-psychopatycznych wzrokiem jakie posiadam. Cofnął rękę i spojrzał na mnie zaskoczony moją reakcją.
- Mnie się nie dotyka, Kapisi? Istnieje, coś takiego jak przestrzeń osobista, wiesz? Nieznajomym mówimy nie!-  jeszcze chwila i go walnę. Dupek.
- Nie mamy zamiaru wracać do gildii- odezwał się Rogue-Emo. Nie no nie wytrzymam, ten jego fryz.
- To nie idźcie do gildii, a np. do baru, na festyn, gdziekolwiek.- machnęła ręką Misaki.- Mało mnie to obchodzi- złapała mnie jak i Haru za rękę i zaczęła nas prowadzić gdzieś... gdzieś, nie wiem gdzie. I nagle drogę zastąpili nam smoczy bliźniacy. What the Fuck?! A oni skąd się tu wzięli? Jakiś wyższy stopień teleportacji? Kolejny poziom wtajemniczenia? Ja też tak chcę!
- Czego?- warknęła Mini. Chyba powoli zaczynała się denerwować.
- Idziemy zwami- oznajmił wesoło Rogue choć nie wiem czemu mu tak do śmiechu było.
- Nie mam mowy- zaprzeczyła moja towarzyszka podróży. Ja też nie byłam z tego pomysłu zachwycona, podobnie jak nasz kotek.
- Mini ma racje. To zły pomysł, chcecie patrzeć jak zabijamy tego gostka? To zajmę tylko chwilkę naprawdę, nic ciekawego.- machnęłam ręką. Niech wreszcie sobie idą!
- Ale my chcemy- No ja pierdolę, zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.
- Co się tak nas uczepiliście jak rzep psiego ogona?- zapytał już zdenerwowany Haru, o nie, ten koleś niech lepiej trzyma nerwy na wodzy. To Mini jest od denerwowania się, ja sobie śpię od czasu do czasu tuląc się do kogoś jak przytulanka, a Wera jest obojętną i jednocześnie szaloną panią domu.
- My...- zaciął się Rogue-Emo.
- Chcieliśmy was bliżej poznać.- że jak?
- Po cholerę?- Ona czyta mi w myślach! Jak Haru! Cud!
- No tak... sobie- dodał Rogue- Emo. Ale wytłumaczenie, ja cię kręcę. Haru już miał coś powiedzieć kiedy uszczypnęłam go w ramię. Tak raczej się ich nie pozbędziemy, zróbmy to delikatnie. Pójdziemy do tego domku, wykonamy tą egzekucje i szybko spadamy zostawiając tych idiotów w tyle. Spojrzał na mnie i kiwnął minimalnie głową. Spojrzałam w oczy Misaki i też już wiedziała o co chodzi. Cholera, ona na serio czyta w myślach!
- Ok, pójdziecie z nami ale ma być cisza, jasne?- warknęła ostrzegawczo Mini, chłopaki tylko pokiwali głowami. Szliśmy w kompletnej ciszy, a mnie tak cholernie chciało się spać! Daleko jeszcze? Kot-przytulanka zaśmiał się cicho pod nosem. Wypadałoby odpowiedzieć, a nie się śmiejesz.
- Już nie daleko- powiedział nadal lekko chichocząc. Chłopcy spojrzeli na nas trochę zdziwieni. Nadal nie ogarniam dlaczego niby chcieli z nami iść. Może to był jakiś chytry plan? Możliwe... musimy być ostrożni i nie tracić czujności. Już po chwili widziałam tylko ciemność. Umarłam? Nie.. to głupie. Musiałam zasnąć. No cóż, mówiłam, że jestem zmęczona! A to tak daleko...

Rozdział 9

Ruszyliśmy w drogę. No pięknie. Ci dwaj smoczy zabójcy maja iść z nami? Idę się powiesić. Nie mam najmniejszego zamiaru współpracować z tymi idiotami. Co oni sobie niby myślą. Mówili, że chcą nas "poznać". Jakoś nie chcę mi się wierzyć w te bzdury. Ale mus to mus. Poza tym Kimiko chce coś z nimi zrobić. Wiele pomysłów przychodzi mi do głowy, lecz ciągle widzę ją, kiedy... Misaki! Ogarnij się! Masz być na nią wściekła, a nie wyobrażać sobie niewiadome co. Podniosłam głowę i spojrzałam na Haru. Był lekko przybity. Kimiko będzie musiała nam się czymś odpłacić i to szybko. Podeszłam do chłopaka i poklepałam go po ramieniu. Popatrzył na mnie nieco nieprzytomnym wzrokiem i się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech. nagle usłyszałam krzyk Stinga. Chwyciłam za noże, które miałam zawieszone na pasku i odwróciłam się. Za mną stał jedynie Rogue. Patrzył się przed siebie zdziwionym wzrokiem i wskazywał na coś palcem. Rozejrzałam się, lecz wokół nas nie było nic, poza paroma krzaczkami. Schowałam noże i zdziwiona podrapałam się po głowie. O co chodziło Sting'owi, że wrzasnął... Sting! Spanikowana rozejrzałam się. Nigdzie nie było go i Kimiko. Przestraszona rozejrzałam się, lecz nigdzie ich nie było.
- Na dole. - powiedział przytłumiony głos. Popatrzyłam pod siebie i pacnęłam się w czoło. Jak mogłam nie zauważyć, że czerwonowłosa zasnęła! I jeszcze na dodatek przewaliła się na Stinga! Zakryłam usta rękami, by powstrzymać się od śmiechu. W tym czasie Kimiko zdążyła przytulić się do blondyna, jak do poduszki. Ja nie mogę! Jeśli ona się dowie, co robiła temu biedakowi, to chyba zarzyna nas na miejscu. Odsunęłam lekko przyjaciółkę od Stinga i pomogłam mu wstać. Próbowałam odkleić śpiącą królewnę, ale nie dała się za żadne skarby. Uczepiła się go jak lep na muchy. Ale przynajmniej płacą cenę, która im się należy. Przynajmniej jeden. Popatrzyłam na Rogue'a. Patrzył na Stinga. Widziałam śmiech w jego oczach. O nie. Tak się nie bawimy. Podeszłam do niego. Chociaż nie. Dla niego znajdzie się coś innego. Stanęłam i poklepałam go po ramieniu, dając mu do zrozumienia, że i na niego przyjdzie kolej. Kiedy się odwracałam, zauważyłam na jego twarzy strach. Usłyszałam też ciche przełknięcie śliny. Popatrzyłam na Stinga. Najwidoczniej pogodził się z zaistniałą sytuacją. Chwycił dziewczynę za uda. O nie. Zauważyłam, jedynie szybki ruch rąk dziewczyny. Po chwili po okolicy przetoczył się krzyk blondyna. Czerwonowłosa szarpała chłopaka za włosy. Kiedy już uwolnił swoje blond kudły spod rąk Kimiko, spojrzał na mnie.
- Co z nią jest nie tak? - zapytał mnie. Popatrzyłam w niebo. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się.
- Dobre pytanie. - odpowiedziałam. W moich wspomnieniach widziałam uśmiechniętą Kimiko jeszcze przed wstąpieniem do gildii. Byłyśmy sąsiadkami we wsi w pobliżu Mysterious. Mieszkaliśmy tam, dopóki nie zaatakowały jej gildie z Fiore. Rozniosły wieś w pył. Dzieci, które nie zdążyły uciec, zostały złapane. Jedna z nich była pewna czerwonowłosa dziewczyna. Wioska nazywała się chyba Rosemary. Można ją pomylić z jedną wioską z Fiore, ale to u nas było to wielkie polowanie na niewolników do Rajskiej wyspy. Ale to nie było najważniejsze. Teraz było ważne, aby złapać tego drania.
   Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Coś mi się wydawało, że ta misja będzie jedną z najgorszych. Co ja gadam! Już jest. Odwróci lam się do pozostałych.
- Idziemy. Powiedziałam. Kierowaliśmy się w stronę polany. Zmierzchało się, więc musieliśmy znaleźć miejsce do nocowania. Ruszyliśmy szybkim krokiem do wymierzonego celu.
   Kiedy byliśmy już na miejscu, stał się dosyć dziwna rzecz. Otóż, Kimiko się obudziła. Otworzyła lekko oczy i rozejrzała się po otoczeniu. Była spokojna, dopóki nie zauważyła włosów blondyna tuż przed swoim nosem. Szybkim ruchem zeskoczyła z jego pleców, odwróciła go w swoim kierunku i dała mu z liścia. Wszyscy patrzyliśmy się na nią jak skamieniali. To się jeszcze nigdy nie wydarzyło. Nawet Haru nigdy nie uderzyła, nawet jak zrobił coś, yhm... czego nie powinien był robić. Blondyn złapał się za palący policzek i zaskoczony spojrzał na czerwonowłosa.
- Po pierwsze: Nie słuchałeś, kiedy mówiłam, że mnie się nie tyka! Widocznie nie, skoro to zrobiłeś. W takim razie, powtórzę to jeszcze raz. Mnie! Się! Nie! Tyka! - powiedziała, po czym strzeliła mu jeszcze raz, tylko że w drugi policzek. - Po drugie. Co ja, do cholery jasnej, roiłam na twoich plecach! - powiedziała. Sting już miał powiedzieć, kiedy mu zasłoniła usta. - Albo nie, nie chcę wiedzieć. - powiedziała. Po raz trzeci walnęła go w twarz. Lecz tym razem milczała. Uśmiechała się jedynie. Chłopak złapał się za polik.
- A to za co? - spytał ostrożnie. Nie chciał jej działać na nerwach. Wiedziałam coś o tym. Do dzisiaj zostały mi blizny po jej zemstach. Ta jedynie się uśmiechała.
- A tak sobie. Żebyś nie poczuł się bezpiecznie. - wy ćwierkała. Po tych słowach odwróciła się i podeszła do mnie. O nie. Co ona chciała.
- Dlaczego pozwoliłaś mu mnie nieść? - spytała. Wiedziałam, że mnie o to spyta. Rozejrzałam się za Haru, ale go nigdzie nie było. Ty podły zdrajco! Zaśmiała się i podrapałam po tyle głowy.
- A, bo wiesz, Kimiko. Był taki mały problem z odklejenie cię od niego. - powiedziałam, śmiejąc się. Ta jedynie dziwnie na mnie popatrzyła.
- Co to znaczy?
- To, że przyssałaś się do  niego, jak do żelka. - powiedziałam bez owijania w bawełnę. No pięknie. Jestem trupem. Jej poliki zrobiły się czerwone. odwróciła się ode mnie i podeszła do blondyna. Ten na wszelki wypadek ukrył się za Rogue'em. Odepchnęła czarnowłosego i spojrzała na skulonego chłopaka. Wskazała na niego palcem.
- To wszystko twoja wina! - powiedziała. Była bardzo wściekła. Blondyn spojrzał na nią i podniósł się. Już się jej nie bał.
- Dlaczego niby moja? - spytał. On już jest trupem. Po prostu się o to prosi. Widać, że jeszcze nigdy nie wąchał kwiatków od spodu. Nie  życzę mu tego.
- To ty, jak ostatni kretyn, szedłeś przede mną. Każdy wie, że lecę zawsze do przodu, kiedy zasypiam! - krzyknęła i odeszła od wszystkich. Staliśmy zszokowani i zdziwieni jej reakcją. O co do kurwy w tym wszystkim chodziło.

Rozdział 10

Przez całą drogę szliśmy w ciszy. A przynajmniej ja szłam. Chyba pierwszy raz od dawna byłam tak napełniona energią, czuję, że mogłabym przeżyć z milion lat bez spania! A to do mnie nie podobne! Sting, Rogue i... właściwie wszyscy (prócz Haru bo jego gdzieś wcięło. Co nie znaczy, że jego kara go ominie!) trzymali się ode mnie z daleka. Czułam się jakby nade mną wisiała duża burzowa chmura z deszczem i błyskawicami. Nie rozumiałam tego co się nie dawno stało. Prawda, że czasami zdarzały mi się akcja, kiedy się eee... przyssałam do kogoś, tak łagodnie mówiąc. Ale tym razem byłam zawstydzona. Nie wiem dlaczego, zarumieniłam się, jednak tak szybko jak się pojawił tak szybko to zniknęło. Nie zrozumiałam dlaczego tak się stało więc ukryłam to pod maską gniewu dlatego też widać było tą moją lekko przesadzoną reakcje. No dobra, ostro przesadziłam ale mam wytłumaczenie! Nie myślałam! Marne wytłumaczenie...
Przed nami znajdował się duży, bo duży i... opuszczony. A przynajmniej na taki wyglądał. Stary porośnięty mchem dach, ściany które chyba zbyt długo nie wytrzymają ciężaru tego dachu. Wszędzie gruzy... ogólnie nieciekawa okolica. Super. Ale coś siedziało pod drzwiami, chwila... Haru! A to parszywa świnia!
- Tutaj jesteś ty zdradziecki szczurze!- krzyknęła Misaki i pobiegła w jego stronę. Kocur przestraszony z głośnym miauknięciem podbiegł do mnie jednak widząc moje spojrzenie pt. "Podejdź, a zginiesz marnie" zwrócił się do chłopaków. Zamienił się z powrotem w człowieka i schował za nimi ze słowami "chrońcie mnie!".
- O nie, mnie w to nie mieszaj. Już dość na dzisiaj wycierpiałem- mówił ze zbolałą miną Sting. Och, nie przesadzaj! Na pewno nie było tak źle! Oj chyba było... No tak. O Boże, gadam sama do siebie. To chyba źle wróży.
- No chodź do mnie Harutku, nie zrobię ci krzywdy- uśmiechnęłam się niewinnie.
- Nie ufam ci- patrzył się na mnie podejrzliwie chowając bardziej za Rogue'em. Dupek. Wysunęłam mu język i przekazałam, że jeszcze się z nim policzę. Mini chyba, też ma musi z nim wyrównać osobiste porachunki. Mamy zajęcie na najbliższe kilka dni! Koniec nudy! Hurra!
Weszliśmy do środka i bardzo tego żałuje. Było tam gorzej niż w tej Gildii Sabertooth. A myślałam, że gorzej być nie może, oj jakże się myliłam. Ściany naprawdę wyglądały jakby miały zaraz runąć, mam co do nich złe przeczucia. Jakieś metalowe szafy, pułki. Biurka drewniane, przybory różnego rodzaju  i książki. Wszystko porozrzucany gdzie się da. Istny huragan tędy przeszedł! Podskoczyłam ze strachu. Albo mam jakieś zwidy albo tamtym korytarzem nagle przebiegł jakiś koleś!
- Co się stało?- zapytała mnie Mini.
- Zróbmy to co mamy zrobić i spadajmy zanim dostanę zawału- mruknęłam trzymając się za moje biedne serce. Nieproszeni goście tylko zaśmiali się na moje słowa. Tak niech się śmieją zaraz ich coś wystraszy, wtedy zobaczymy! Idziemy dalej tym chorym, brudnym korytarzem. Po obu stronach są drzwi ale oczywiście każde są zamknięte. Teoretycznie możemy je wyważyć ale po co, co nie? Oh, Jest! Otwarte! Już miałam je otworzyć kiedy usłyszałam jakby ktoś w nie walił. Spojrzałam lekko zaniepokojona na moich towarzyszy, oni również byli z lekka przerażeni. Otworzyłam drzwi, a tam jakiś koleś wyglądający jak uciekinier z psychiatryka. Jak wrzasnęłam. Z resztą nie tylko ja. Ale facet nic sobie z tego nie zrobił tylko poszedł do innych drzwi za nim i znów zaczął w nie walić... głową. Aha, skoro tak. Wchodzimy, a na lewo chyba coś w stylu komputerowych pomieszczeń. Wchodzimy wgłąb tego pokoju... jasna cholera, co my? W Horrorze?! No chyba nie! I nagle pojawiło się przed nami chyba z dziesięciu wziętych z dupy obcych nam gości. A oni co? Kolejni adepci tajnej szkoły teleportacji?! No już, gadać! Gdzie ona jest? Nagle poczułam coś... coś, krew? Spojrzałam na swoją lewą rękę. Z ramienia ciekła mi krew. Któryś przy grzmocił mi nożem. A to skurwiel! Poczułam nagłą potrzebę spojrzenia za siebie. Odwracam się... Haru? Jego oczy...oba czerwone. To zły znak.
- Em... Misaki?
- Czego?- warknęła.
- Weź lepiej spójrz za siebie- odwróciła się i już wiedziała. Kryć się! I w jednym momencie leżałam na Stingu. Nawet nie wiem czemu, to było pierwsze co mi przyszło do głowy.
- A tobie znowu co odbiło?- spojrzał na mnie zdziwiony.
- Leże, nie widać?- warknęłam zaczepnie. Ten koleś mnie tak ździebka irytuje.
- Mam nadzieję, że jak już postanowisz ze mnie zejść to mi nie przywalisz za naruszanie przestrzeni osobistej- mówił ironiczne.
- Nie, tym razem ci się upiecze- wyszczerzyłam zęby.- Haru ma rozdwojenie jaźni. Raz jest no... taki jakiego go poznaliście jednak czasami ujawnia się w nim ta druga trochę mroczniejsza strona. Co ciekawe wraz z nią przybywają nowe moce, a konkretnie magia śmierci i opętania. Na nas to nie działa. A przynajmniej nie do końca w przeciwieństwie do was. Więc jeśli chcesz w każdej chwili mogę cię puścić ale licz się z konsekwencjami- wyjaśniłam mu.
- Jasne- patrzył się w przestrzeń. Chyba próbował sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie. Tak sądzę. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej... zmęczona!
- Ej! Nie zasypiaj mi tu!- położył dłonie na moich plecach. To że na nim leże nie upoważnia go do niczego!
- Nie śpię- mruknęłam podnosząc głowę.- jestem zmęczona. I zabierz te ręce- spojrzałam na niego groźnie.
- Jasne, jasne- spojrzałam w bok. Mini rzuciła się na Rogue i... przykryła ich swoją peleryną. Nie chcecie wiedzieć jak to wygląda. Oh my God Hahahahha. Nie, nie mogę zacząć się śmiać. Nie teraz, nie tutaj.
- Co ci?- spojrzał na mnie z zainteresowaniem blondynek.
- Mnie? Nic...- powiedziałam niewinnie.

Rozdział 11

Odwróciłam się do Haru i spojrzałam mu w oczy. Były krwiście czerwone. O nie. Podeszłam do Rogue'a i popchnęłam go na podłogę. Zdezorientowany upadł na pozostałości po drzwiach. Podeszłam do niego szybkim krokiem i położyłam się na nim. W tym samym czasie peleryna okryła nas w taki sposób, że okryła nas całych. Zaskoczony patrzył na wszystko, co się działo nad nim. Musiałam go ukryć. Poczuła dziwne mrowienie przebiegające mi po plecach.  więc już zaczął tę swoja zabawę. Gdy Haru przyjmuję swoją mroczna formę, cała energia która w nim była, musi się z niego uwolnić. Innymi słowy. Chłopak musi się wyżyć. Szkoda, że wybrał sobie akurat ten moment do zamiany. Popatrzyłam na czarnowłosego. Patrzył na mnie zaskoczony. O co mu chodzi? Popatrzyłam, czy coś nade mną nie stoi. Nikogo nie zauważyłam. Przynajmniej rozejrzałam się na tyle, na ile pozwolił mi otwór w pelerynie. W takim razie o co m chodzi. Spojrzałam, czy nie trzymam rąk, tam gdzie nie trzeba, ale tu też było wszystko w porządku. W takim razie, gdzie popełniłam błąd. Odwróciłam głowę w stronę Rogue'a i zrozumiałam w mgnieniu oka. Byłam za blisko. Moja twarz znajdywała się parę centymetrów od jego. No pięknie. Pewnie wiele zboczonych myśli przeszło po jego głowie, kiedy ja się zastanawiałam, dlaczego on jest taki zaskoczony. Co ze mnie za idiotka. Ale najważniejsze było to, co ja mam teraz zrobić. Ta sytuacja nie jest zbyt komfortowa. A przede wszystkim on jest obcym. Nie znam go za dobrze. Więc dlaczego go uratowałam. Przecież jeszcze parę godzin temu chciałam go zabić. Co się ze mną do jasnej cholery dzieje! Odsunęłam lekko głowę tak, aby widzieć całą jego twarz. Spoglądał na mnie dość dziwnym wzrokiem. Nie dziwiłam mu się. Jeszcze kilka chwil temu przeklinałam go, chciałam go zabić,a teraz chcę go uratować. Jestem nienormalna. Ale przynajmniej w tej mojej zwariowanej głowie stworzył się genialny pomysł. Położyłam głowę, koło ucha czarnowłosego. Na jego kręgosłupie widziałam kropelki potu. Przez co on się tak spocił? Przecież nic takiego się nie stało. Przyłożyłam usta do jego ucha.
- Jeśli chociaż jedna zboczona myśl przejdzie ci przez twoja małą, głupiutką głowę, to spalę cię żywcem. - wyszeptałam spokojnym głosem. Z jego gardła wydobył się cichy jęk. Poczułam też, jak przełyka ślinę. Uśmiechnęłam się. O nie. Nie ma ze mną łatwego życia. Niech w końcu wszyscy skumają.
 Leżałam tak na Rogue'u, dopóki dreszcze nie minęły. Odetchnęłam z ulgą i jak najszybciej odsunęłam się od chłopaka. W tym czasie zauważyłam jak Kimiko się do mnie podle uśmiecha. O nie. Będzie pogawędka w stylu "a co ty tam robiłaś, kochanie?"
- Twoja peleryna chyba wie, co zrobić, by było intymnie. - powiedziała złośliwie. Ja jej kiedyś wjebie. Na prawdę. Kiedyś ode mnie dostanie taki wpierdol, że nie ma zmiłuj ani przebacz. Gówno mnie w tej chwili obchodziło, że jest starsza. Spojrzałam na nią spod byka.
- Ty nawet nic nie mów. Nigdy więcej. Nigdy! Nienawidzę takich momentów. Po prostu nienawidzę! - powiedziałam i poszukałam wzrokiem Haru. Odkąd przestałam czuć mrowienie, zastanawiałam się, czy jest już z powrotem w swojej pierwotnej formie. Znalazłam go skulonego na środku pokoju. Trząsł się. Zmartwiona podbiegłam do niego. Ukucnęłam i przytuliłam do siebie.
- Nie martw się. Już wszystko w porządku. - powiedziałam, przytulając go. mam tylko nadzieję, że Itami... poczułam jak coś ściska mnie za koszulkę w pobliżu piersi. Pisnęłam i zamieniłam się w ogień. Zamieniona w ogień pofrunęłam na bele znajdujące się pod sufitem. Zamieniłam się w człowieka. Popatrzyłam się na chłopaka i syknęłam. Owinęłam ręce na piersi. No jasne. Mogłam się domyślić, że Itami jednak został w skórze. On nigdy nie wraca tak łatwo. Spojrzałam na Kimiko. Patrzyła na naszego przyjaciela z wrogością w oczach. Ona też nienawidziła, kiedy on się pojawia. Nie ma powodu do zdziwienia, kiedy przed tobą pojawia się seksoholik w żywej postaci. Tak. Dobrze słyszeliście. Seksoholik. Nasz kochany Haru, który bardzo często zamienia się w kotka, jest nałogowym seksoholistą. I ten nałóg się nie zmniejsza. Wręcz przeciwnie. Powiększa się z każdym jego powrotem. A dodatkowo on jest biseksualistą, więc bez wstydu pieprzy wszystko, co się rusza. Patrzyłam na scenę dziejącą się pode mną. Kimiko wyczarowała sobie broń i wystawiła go przed siebie. Jak na ironię, pierwsze co jej przyszło do głowy, to dwumetrowy kij. Wystawiła go i przysunęła się do chłopaków. No racja. Teraz tylko ona została tylko do obrony. Ja spierdoliłam. Jak zawsze. Popatrzyłam na chłopaków. Nie wiedzieli za bardzo o co kaman. No racja. Nikt im nie wytłumaczył, że on ma rozdwojenie jaźni. No cóż. Teraz już pewnie wiedzą. Odsunęłam się. Kimiko podeszła wolno do niego. To się nie skończy zbyt dobrze.

Rozdział 12

Nie wiem dlaczego pierwszą rzeczą jaką mi przyszła do głowy był mój Boo ( Ten dwumetrowy kijek) do ćwiczeń.
- Kim, słońce tak dawno się nie widzieliśmy!- uśmiechnął się prowokacyjnie. O nie, już ja wiem co ci chodzi po tej twojej chorej głowie! - No chodź, przytul swojego przyjaciela- zaczął się do mnie przybliżać.
- Nawet o tym nie myśl- warknęłam waląc go kijem po głowie. Jedna z pierwszych linii obrony jakie przyszły mi na myśl. Choć zawsze mogłam kopnąć go w jajka.
- Kimiko... brutalna jak zawsze- mruknął masując się po głowie. Ale ja wiem, że i tak się nie zniechęci. Nie on. Ma w sobie chociaż tyle przyzwoitości, że nie gwałci... tak myślę. Spojrzałam za siebie. Zdziwione twarze naszych towarzyszy i Misaki siedząca na belkach pod sufitem. Tchórz.
- E, no wiecie...- zaczęłam niewinnie.- Jak już wiecie, ma rozdwojenie jaźni. Nazwaliśmy go Itami ponieważ, ma magie śmierci jak i kontroli i... tak w prostym języku. Rucha wszystko co się rusza. Dosłownie- uśmiechnęłam się przypominając sobie jego kocie podboje. To było dziwnie.
- Jest biseksualistą- mruknęła Mini z góry podczas gdy ja starałam się w miarę możliwości doprowadzić go do porządku. Nie udało się.
- Co mamy przez to rozumieć?- spytał Rogue. Nie wiesz co znaczy gdy ktoś jest bi?
- A jak myślisz?- zapytała trochę sarkastycznie Misaki zeskakując z belek. Znajdźmy szybko tego gościa i spadajmy stąd! To miejsce ma na nas bardzo zły wpływ. A przykładem tego jest oczywiście nasz kochany Haru łamane na Itami. w sumie jakby to połączyć to może być Hami, albo RuIt. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszędzie martwe ciała. Baardzo ładny widok. Taki budujący... Coś mi mówiło, że gościu będzie w piwnicy ale ja tak bardzo nie chciałam otwierać tych drzwi. Już nie mówiąc o naszym kochanym seksoholiku który z niewiadomych przyczyn uczepił się akurat mnie.
- Ty, a on może ma teraz okres godowy?- wpadła na pomysł Mini. Spojrzałam na nią jak na idiotkę podobnie jak sam zainteresowany i całe nasze towarzystwo.- No, co?- spytała zdziwiona naszą reakcją.
- Zaręczam cię, że nie mam teraz tego okresu- wyszczerzył się Itami- jesteś bezpieczna- czy ktoś jeszcze, prócz mnie wyczuł podtekst w tym zdaniu? Nie? To albo ze mną jest coś nie tak, albo to wy jesteście debilami bez życia seksualnego.
- A nawet gdyby miał to by w tej "normalnej" formie się na wszystko rzucał, pamiętasz?- oświeciłam ją.
- A no racja- no racja! Otworzyłam te przeklęte drzwi. Ciemno, tak cholernie ciemno, tak cholernie nie lubię ciemności. Czemu nie ma światłaaaaAaaa! Jakiś koleś z siekierą wybiegł z pokoju. Zawał! Mam zawał! Szybko się otrząsnęłam i pobiegłam za nim nie oglądając się za resztą tylko modląc się by był to nasz cel. Albo mam słaba kondycje albo ganiamy się dłużej niż myślę ale jest! Mamy go! Ślepy zaułek!
- Mam cię- uśmiechnęłam się przebiegle. Spojrzał na nie pewny siebie. Tak to on: Thomas Murder. Był wysoko w randze jeśli chodzi o płatnych zabójców jednak bardzo się z toczył i lata jego świetności minęły. Oj jaka szkoda! Oj, hahahahhaha, no nie chyba nie. Zatrzymałam jego pięść tuż przed moją twarzą, chciałeś mi przywalić? Że mnie? Oj nieładnie. Sama sprzedałam mu prawego sierpowego. A ten zaraz mi oddał, niestety nie zdążyłam zrobić uniku przez co oberwałam. Jak na swój wiek jest dosyć silny. Złapałam go za ramiona przyciągając bliżej tak bym mogłą mu przywalić kolanem w brzuch. Udało się, jednak on też złapał mnie za ramiona rzucając na ściane. I przepychanka oczywiście trwająca dopóki koleś nie wyjął z pod paska spodni chyba swojej spluwy. Mam nadzieje, że nie jest naładowana... odbezpieczył i naładował. Chyba jednak jest. W momencie kiedy miał strzelić skierowałam jego prawą rękę ku górze sprawiając, że strzelił w dach. Sypnęło się trochę gruzu. To chyba nie dobrze. W mojej ręcę pojawił się mój ulubiony sztylet. Dostałam go od ojca... ale to nie czas na wspominanie, ważne że wbiłam mu go pod prawym płucem jednak nie tak by zginął. Kiedy skulił się z bólu plując krwią przywaliłam mu jeszcze w szyje oraz nadepnęłam na stopę. Tak, teraz powinno być ok.
- Idziesz ze mną zdrajco- mruknęłam ciągnąc go po podłodze za koszule. Po chwili byłam w tym samym pokoju co poprzednio. Wszyscy zostali na swoich miejscach. Ok, jest ok. A nie, jednak nie jest. Misaki chowa się z Rogue'em. WTF? Co się stało? Z resztą nie ważne. Później się dowiem.
- Mam, go- mruknęłam.- trochę poturbowany ale jest- dodałam po chwili namysłu.
- Ok to czas na na nas, Itami ty seksualna cholero byłabym wdzięczna jakbyś choć na chwilę o tym zapomniał i nam pomógł- warknęła w jego stronę Mini, ten tylko uniósł ręce w obronnym geście. Okej, zaczynamy. Haru, który chwilowo jest Itamim (mam nadzieję, że to chwila) zmusił Thomasa by klęknął przede mną. Tak, przeważnie egzekucje wykonywałam ja lub Wera, ale skoro jej nie ma...
Chłopak przytrzymał chłopaka by się nie ruszał, Mini stała z boku tak z metr od niego kontrolując i by móc zareagować w razie czego, ja stałam przed nim na długość miecza, który zresztą był teraz wycelowany w jego stronę. Chłopcy tylko obserwowali nasze poczyniania nie odzywając się. Miałam poważną minę, nie lubie tego ale śmieszy  mnie nie raz strach moich przeciwników więc staram się w miarę często przywierać taką maskę.
- Thomas Murder.- rzekłam poważnym głosie. Boże, to tak do mnie nie pasuje.- zostałeś oskarżony o zdrade stanu. Próbowałeś mnie zabić.(ale to szczegóły...) Biorąc pod uwagę twoją pozycje takie wykroczenie grozi karą śmierci o czym doskonale wiesz.- zrobiłam małą pauze.- mogłabym powiedzieć, że zasługujesz na Honorową śmierć niestety, to by było kłamstwo. Twoja próba ucieczki i próba spiskowania przeciw królowi postawiły cię w takiej, a nie innej sytuacji. Chyba nie muszę mówić co dalej.- uśmiechnęłam się lekko. Itami jak i Misaki mieli grobowe miny, chłopcy mieli chyba mieszany uczucia, a sam zainteresowany patrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- No dalej, zrób to- rzekł śmiejąc się. Uśmiechnęłam się, uniosłam wysoko miecz i... JEB majestatycznie odcięta głowa poturlała się w głąb pokoju. Psychol.
- Sądzisz, że powinnyśmy zanieść królowi jego głowę czy może na słowo nam uwierzy?- zapytałam ciekawa odpowiedzi jednocześnie wycierając miecz z krwi.

Rozdział 13

Spojrzałam na nią zaskoczona. Co ona sobie myśli?! Chcę targać tą głowę przy swojej nodze przez całą krainę. Podeszłam do niej i walnęłam ją w tył głowy.
- Oczywiście, że nam uwierzy, idiotko! A już na pewno, kiedy zobaczy cię w tym ubrani upapranym krwią. - powiedziałam jej. Mój boże. Starsza, a głupsza. Jeśli chcę, to może sobie wziąć ta głowę, ale potem żeby smrodu nie był w całej gildii. Przynajmniej wiem, że teraz to już koniec. Tylko co teraz zrobimy z tą całą krwią... - krew możemy dać Werze. Niech będzie miała darmowa przystawkę od nas w prezencie. - dodałam. Kimiko spojrzała na mnie jak na idiotkę i tym razem to ona mnie uderzyła. Złapałam się za tył głowy i wściekła spojrzałam na nią.
- No co? To dobry pomysł w przeciwieństwie do twojego. Przynajmniej mojego nie będzie czuć na kilometr. - powiedziałam. Czerwonowłosa jednak nadal nie rozumiała mojego toku myślenia. Ilu idiotów jest na tym świecie, pytam się. Przewróciłam oczami. - Chodzi o to, by podlizać się Weronice. przynajmniej nas nie ukatrupi za to że nie zabrałyśmy ją na misję. Bardziej będzie zajęta wyżerką.
- Aaa. Teraz to zaczęłaś gadać po ludzku. Ale jest jeden mały problem. Jak zapakujesz tą krew.? - spytała. Czy na nigdy nie myśli? No racja przecież ciągle śpi. Pogrzebałam trochę w torbie, którą miałam zawsze na misjach i wyciągnęłam parę specjalnych torebek na krew. Pokazałam je Kimiko. Zaskoczona patrzyła na mnie.
- Skąd ty to cholero masz?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - powiedziałam i zabrałam się za napełnianie torebeczek krwią. Po paru chwilach rzuciłam kilka Kimiko i Haru/Itami'emu, aby tez się zabrali za robotę, a muszę przyznać, że było jej dużo. Natomiast Sting i Rogue patrzyli się na nas jak na wariatów. No cóż. Nie zawsze widzisz potężnych magów, którzy zbierają krew do torebek. Ale ktoś musiał to robić, by nie zostać samem pożywieniem, a wiem że Weronika szykuje się na któreś z nas. Coś podejrzewam że na Kimiko, ale wole jej nie straszyć.
   Kiedy wszystkie torebeczki, które miałam przy sobie zostały napełnione, ruszyliśmy w drogę. Jednak jak da mnie ta droga byłaby przyjemniejsza gdyby nie dwa powody. Pierwszy jest taki, że ci dwaj ciągle z nami idą, a drugi że Itami ciągle pozostał na wolności. A teraz muszę jeszcze wytrzymywać to sama, bo czerwonowłosa jak zwykle sobie zasnęła. Cholera. Przynajmniej Sting pomógł nam jakoś, niosąc Kimiko. Ale i tak cholera. Podeszłam do Itami'ego i spojrzałam mu w oczy.
- Jeśli podczas drogi chociaż raz mnie dotkniesz, albo użyjesz telepatii, by mówić do mnie denerwujące mnie rzeczy, to zostaniesz powieszony na palu bez jaj. Inaczej mówiąc, grozi ci kastracja. - powiedziałam mu prosto w twarz. Ten jedynie mruknął coś w stylu " czemu jest taka wredna, gdy ja się pojawiam" i przytaknął. Hmm... dlaczego jestem dla niego wredna? Chyba dlatego, że podczas naszego pierwszego spotkania, ledwo co nie zgwałcił mnie w mim własny łóżku. Dlatego  nie lubię, kiedy śpi u mnie w postaci człowieka. Zawsze wtedy mnie denerwuje, a biedny Haru nawet nie wie, o co chodzi.
   Odwróciłam się w stronę drogi i ruszyłam przed siebie, zadowolona ze swojego czynu. Jednak coś mnie martwiło. Czyżbym o czymś zapomniała?
- Aaa! Zostaw mnie! - usłyszałam z tyłu. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam przekomiczną scenę. Otóż Sting był przygniatany przez Itamiego, z czego ten drugi poruszał dziwnie rękami. Czy on...? Zaczęłam się głośno śmiać. No tak, przecież Itami jest Bi. Zapomniało mi się. Zwijając się ze śmiechu jakimś cudem dobrze wycelowałam i poparzyłam mu tyłek. Biedak zeskoczył z blondyna i spojrzał na mnie z oskarżeniem. Biedna Kimiko. Leżała pod nimi obydwoma i nawet się nie zbudziła. Próbowałam jakoś uspokoić oddech, ale nie mogłam. Widok napastowanego białego smoczego zabójcy przyprawiał mnie o niekontrolowany śmiech. Co ja mam poradzić, że to tak śmiesznie wyglądało, a Rogue jedynie się temu przyglądał. Widziałam zaskoczenie i przerażenie w jego oczach, ale był twardy i nie dawał nikomu tego pokazać.
   Po tym, jak przeprosiłam Sting'a, opieprzyłam ostro Itami'ego i poszłam dalej. Tym razem Rogue niósł Kimiko, a przyjaciel szedł przede mną. Musiałam mieć go na oku, odkąd wykonał taki numer. Nie wiedziałam, że on może być jednak do tego zdolny. Musimy coś zrobić z jego przypadłością. Nie może tak bezbronnych atakować.
A skąd wiesz? Jeszcze nie poznałaś wszystkich moich zdolności. Ja mogę o wiele, wiele więcej. - powiedział uśmiechając się pod nosem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Co ta seksualna cholera kombinowała?
- Misaki, Co na obiad? - spytał mnie kobiecy głos. Odwróciłam się i zauważyłam, że Kimiko wstała. No to teraz zacznie się opierdziel, kiedy się dowie że Itami molestował Stinga. A ja dopilnuję, że się dowie. Już się palę na to wydarzenie! Podeszłam do śpiącej królewny i ukucnęłam przy niej. Dziewczyna spojrzała na mnie sennym wzrokiem. O nie. Jak ona się teraz tego dowie, to popadnie w szał. Zapamiętać. Niedobudzona Kimiko = armagedon. Uśmiechnęłam się w do swoich myśli.
- He Kimiko. Miło, że wstałaś. Chociaż przysporzyłaś tym troochę problemów. - powiedziałam. Zaraz się zacznie!
- O co ci chodzi?
- A wiesz. Itami był trochę niegrzeczny.
- To znaczy? - spytała i uniosła brew. Była już lekko poddenerwowana. To będzie najlepsze show, jakie widział świat.
- Znaczy to, to że Itami obmacywał Stinga.

Rozdział 14

Stałam chwilę bez ruchu patrząc się przestrzeń po czym wybuchnęłam gromkim śmiechem. Aż brzuch mnie rozbolał! Wszyscy zrobili zdziwione miny. No tak, bo co mi tym razem odbiło co nie? Podeszłam powoli do naszego seksoholika  Level: Hard i poklepałam go po plecach.
- Od dzisiaj jestem po twojej stronie- odrzekłam z uśmiechem- żałuję, że tego nie widziałam- o Boże, szczęka mnie zaczyna boleć! " A ja myślałam, że go tak ładnie z nieżywi czy cuś. A tu taki chuj" Powiedziała cichym piskliwym głosem Mini. No cóż, rozczaruje cię!
- Czy ciebie pogięło?- zwrócił się do mnie blondasek. Biedak, czyżby trauma do końca życia?
- Jesteś jednym z silniejszych magów, prawda? I do tego smoczy zabójca i nie możesz sobie poradzić z nim?- Wskazałam na Itami'ego, a ten się głupkowato uśmiechnął. Nie, no genialne. Patrzył się na mnie jak na idiotkę. Zupełnie nie wiem o co mu chodzi. Rozkazałam wszystkim iść dalej, jak będziemy robić tak częste postoje to może wciągu 10 lat dotrzemy do gildii... no właśnie! Czemu dopiero teraz mnie olśniło! Byliśmy już blisko naszego "domu", a te półgłówki wciąż były z nami! Przecież, jeżeli mistrz się dowie... spojrzałam na chłopaka i Mini. Od razu zrozumieli. Mamy przerąbane.
- O co chodzi?- zapytał Rogue.
- Czemu wy do cholery nie wracacie do tego swojego Sabertooth tylko idziecie z nami?- zapytałam może trochę wrednie.
- Eee...- blondyn złapał się za głowę.- No my... chyba tak się trochę zapomnieliśmy.- dodał. Że co? Jak można zapomnieć o czymś takim?
- No to, może sobie pójdziecie- pogoniłam ich. Misaki spojrzała na mnie z wyrzutem. Tak, tak wiem. Zachowuje się niegrzecznie... tak trochę.
- Jest już późno,  nasze gildia jak sama widzisz znajduje się tak trochę daleko- powiedział Rogue z tą swoim wyrazem obojętności na twarzy. Czekaj, czyli, że oni niby mają z nami iść tak dalej? I nocować i wogóle? przecież mistrz nas zabije! To się źle skończy, ja to wiem! Już to widzę... Nie! No kurwa nie! Od dzisiaj jestem Alex Margerita Cortez, ktoś jedzie razem ze mną do Meksyku?  Nawet spać mi się odechciało.

***

Byłyśmy już pod gildią. Itami wchodzi pierwszy, potem Misaki no i ja. A no i jeszcze chłopcy szli dumnym krokiem za nami. Nie mam zielonego pojęcia z czego się tak cieszyli... chyba, że...
O kurwa!
A co jeśli taki był plan? Żeby dowiedzieć się jaka jest nasza siedziba? Przecież ich Mistrz doskonale wie, że takie zadania na terenie Seven powierza się nam! Cholera... to ma sens. Dobra. Z tego co wiem Mistrza nie ma, więc jeśli wszystko dobrze pójdzie to jakoś przemycimy chłopaków i rano cichaczem ich z stąd wykopiemy uprzednio informując ich, że za zdradzenie miejsca gdzie znajduje się nasza gildia grozi Śmiercią i wszystko szczęśliwie się skończy. Kurde... powinnyśmy iść najpierw do króla, a nie do gildii! Ale jestem tępa. Ostatnimi czasy naprawdę nie myślę. A to dziwne... przeważnie było trochę, trochę ale nie WCALE.
- Och, mój koteczek wrócił!- zaświergotała Wera. Nawet się z nami nie przywitała! Jędza. Chwila, ona nie wie, że Harutka tak teoretycznie nie ma. Spojrzałam na Itami'ego łamane na Haru. Patrzył na nią obojętnym wzrokiem. Tak dziwne zwłaszcza, że to kobieta ale Wera to Wera.
- No chodź się przywitać. Po miziam cię za uszkiem- mówiła jakby był prawdziwym zwierzakiem. To nawet zabawne. Chłopcy natomiast patrzyli się z zaciekawieniem, a nasi towarzysze łamane na członków "rodziny" czyli gildia olała nas. Zresztą jak zawsze.I kit z tym, że są z nami jakieś nowe osoby. Co tam, no nie?
- Tak naprawdę nie jestem kotem. Wiesz to.- warknął w jej stronę.
-Mam koci miętkę!- potrząsnęła pudełkiem w górze. Nagle znalazł się w jej ramionach. Ład-dafak? ( What the fuck jakby ktoś, coś... lubię wymawiać to w ten sposób :)  ) A on kiedy niby zdążył się tam znaleźć.
- Jestem twój- mruknął. W tym był jakiś podtekst czy to ja jestem zboczona? Fuck, zapomniałabym.
- Hej, to może ja zaprowadzę was do pokoju... no chyba, że wolicie wracać, ja się nie obrażę- uśmiechnęłam się sztucznie. Ale oni tylko zaprzeczyli ruchem głowy razem z tymi swoimi uśmieszkami. O co chodzi? Chce wiedzieć! Choć po namyślę to chyba jednak nie chce.
- Chyba coś bardzo chcecie się nas pozbyć. Dlaczego?- zapytał czarnowłosy.
- Boo... będzie bardzo źle jak nasz Mistrz was tu przyczai- odpowiedziała za mnie Mini.
- Dlaczego?- drążyli temat. Dlaczego oni są tacy uparci? Nie możemy już po prostu iść? Proszę?
- Bo gówna psiego, chodź! - wzięłam ich za ręcę i zaczęłam ciągnąć w stronę schodów gdy przede mną jak z podziemi wyrośl Mistrz Kojou. Aż się zjeżyłam cała. Jak? Ja się pytam jak? Czemu wszyscy znają tą tajemną sztukę teleportacji praktykujących przez Ninja z dalekiego wschodu z wykrzywionymi mieczami prócz mnie?
- Mogę wiedzieć co wy wyprawiacie?- głos Mistrza rozległ się po całej gildii. Wszyscy ucichli. Oj. nie dobrze.

Rozdział 15

- Pytam jeszcze raz. Co wy wyprawiacie?! - spytał ponownie mistrz. Cholera. Jest źle. Bardzo źle! Podeszłam do Haru/ Itami i złapałam go za rękę. Nie próbował mnie obmacywać, ani nic więc pewnie wrócił Haru. Jakie szczęście! Tylko szkoda, że przyszło tak późno. Spojrzałam na mistrza przerażona. Kary mistrza zawsze wywołują we mnie gęsią skórkę, a jeszcze tego, czego nasłuchałam się od innych było za dużo. A to co oni mówili, wskazywało na to, że będzie strasznie.
   Wściekły mistrz spojrzał na nas, a potem na przyczynę naszych kłopotów. Smoczy zabójcy stali zdziwieni i sparaliżowani  spoglądając to na nas to na mistrza. Farciarze. Nie czekały ich żadne konsekwencje. Nie maj a takich samych problemów, co my. Ich gildia nie musi się ukrywać. Nie to co my. Poczułam wzrok mistrza na sobie i szybko spojrzałam na niego. Spoglądał na mnie, to na chłopaków. Czyżby w końcu pojął, że to nie nasza wina?
- Wiecie, że czekają was poważne konsekwencje tego czynu. Tylko co by tu wam wymyślić? - powiedział, pukając się palcem serdecznym w podbródek. Może jeszcze trochę pożyjemy. Za nim mistrz coś wymyśli, miną wieki.
   Nagle do gildii wpadł zdyszany mag. Rozglądał się po gildii, jakby kogoś szukał. W końcu rozradowany ruszył w naszym kierunku. Czego on chciał. Podszedł do mistrza i skłonił się grzecznie. No tak. Mistrzowie w naszym kraju są szanowani z szacunkiem jeszcze większym, niż gdzie indziej ze względu na ich ilość. A to dlatego, że jest ich tylko dwóch. Mistrz naszej gildii i Shin - mistrz gildii Atlantis, to jedyni, którzy postanowili utworzyć takie miejsca. I dobrze, że to zrobili. Jeśli byłoby inaczej, pewnie musiałybyśmy dołączyć do mrocznej gildii w Fiore, albo gdzie indziej. To byłoby okropne. Ludzie uważaliby nas za zwierzchników Zerefa, a tak naprawdę jesteśmy normalnymi magami, którzy chcą się przystosować. Ale koniec tych rozmyślań. Mistrz na coś wpadł. Z uśmiechem na ustach spoglądał na nasza trójkę. Przełknęłam głośno ślinę i schowałam się za Haru.
- Powiedz nam młody człowieku, o co chodzi? - powiedział mistrz. Chłopak, mniej więcej w moim wieku z brązowym włosami i niebieskimi oczami, popatrzył na nas ze strachem.
- Czy znacie psychiatryk przy wiosce Loak? - zapytał. Nasza czwórka pokiwała twierdząco głową. Psychiatryk imienia Hajime II Seven, to miejsce, gdzie wysyła się wszystkich magów morderców z chorobami psychicznymi. Dziś już mniejszość pozostała, ale kiedyś działy się tam dziwne rzeczy. Nikt  nie chce mieć do czynienia z tym miejscem.
- Od niedawna mieszkańcy Loak narzekała na dziwne odgłosy, charkoty,krzyki ,które wydobywają się z niego. Dopiero dzisiaj odkryto to, co się tam dzieje, jeden z lekarzy przeprowadzał eksperymenty na nich. Teraz, właśnie w tym momencie, jego króliki doświadczalne niszczą całą wioskę.  - powiedział szybko chłopak. Patrzyłam się na niego ponad ramieniem  Haru. Ale się dzieje. Mistrz z uśmiechem spoglądał na Kimiko.
- Kimiko, zajmiesz się tą sprawą. To będzie twoja kara. - powiedział. Schowałam się jeszcze bardziej za Haru. Może o mnie zapomni. - Misaki, nie chowaj się tak. Dla ciebie tez mam małą karę. Odprowadzisz naszych gości, ale najpierw podasz im coś do picia. Nie wolno przecież tak wyganiać naszych gości.  - dodał  i zaczął się oddalać. Przypomniałam sobie o jeszcze jednym szczególe.
- A co z Haru? - spytałam. Mistrz zatrzymał się i spojrzał na chłopaka. Zauważyłam rozbawiony błysk w jego oczach.
- Podczas całego powrotu do gildii w jego skórze przesiadywał Itami. Kiedy go spotkam, spotka go kara. Jak na razie Haru jest uratowany. - powiedział i odszedł. Zacisnęłam pięści. Cholerna solidarność plemników! A niech was za jaja powieszą! Odwróciłam się do smoczych zabójców i próbowałam się uspokoić. Odetchnęłam parę razy głęboko i ze sztucznym uśmiechem podeszłam do naszych "gości".
- Chodźcie, podam wam coś do picia. - powiedziałam i skierowałam się w kierunku kuchni. Miałam zadanie. I tak spotkała mnie łagodniejsza kara niż Kimiko. Pewnie Wera teraz ogląda to ze wzgórza i zajada się krwawym popcornem.
   Weszłam do kuchni i od razu zabrałam się za przyrządzanie napoju zapomnienia. Zawsze był podawany tym, którzy wtargnęli do naszej gildii bez pozwolenia. Nie mogliśmy przecież pozwolić, aby ktoś ujawnił położenie naszej gildii. Tylko to nas odizolowywało od prawdziwego świata. Od kłopotów.
   Gdy skończyłam, z uśmiechem na ustach odwróciłam się do przybyłych i podałam im kubki zapełnione różowawym płynem. Podejrzliwie wzięli ode mnie szklanki i powąchali je. Są podejrzliwi. A więc jednak coś mają w tych swoich łepetynach. Lecz ja się nie poddam.


- Nie myślicie chyba, że was otruje. Mistrz by mnie zatłukł. Nie martwcie się, pijcie. - powiedziałam. Spojrzeli na siebie. Widziałam niepewność w ich oczach, ale w końcu ciekawość nowego przezwyciężyła. Wzruszyli ramionami i wypili całą zwartość. Odłożyli kubki na stół. Spojrzałam im w oczy. Mieli mętny wzrok. Wyglądali, jakby dopiero co wstali i jeszcze nie wiedzą, co się dzieje. Uśmiechnęłam się szerzej. Pomachałam ręką, aby za mną poszli. Teraz zostało odprowadzić ich w stronę gildii i zostawić gdzieś w pobliżu. I wtedy moje zadanie będzie wykonane.

Rozdział 16

Co to za nowy rodzaj sprawiedliwości? Co mnie obchodzi, że Itami sobie poszedł w cholerę? Och, niech tylko się pojawi! Tak go załatwię...
A ja? Mam iść do jakiejś zapyziałej wioski pełnej szaleńców i nie wiadomo czego jeszcze. Przecież jestem taka delikatna! I co ważniejsze zmęczona! Hmm... Wioska leży niezbyt daleko, jeśli się postaram, dam radę załatwić wszystko w dwa dni albo i krócej. Oczywiście wliczając w to dojazd i przyjazd. No... to może tak prześpię się przed podróżą?

***

Jest sobie wioska wspaniała,
A w tej wiosce wspaniałej
Budynek wspaniały
Psychiatrykiem zwany.

Wioska ta leży
U podnóża gór
W wysuniętym punkcie
Stoi drzewo stare.

Na wyrośniętym drzewie
Na gałązce grubej
Siedzę sobie ja
Tralalala la 

Dobra, a teraz tak bardziej na poważnie. Z tego miejsca mam idealny widok na całą miejscowość. Na obrzeżu, koło rzeki stoi ten cały Psycho-Świat. Doktorek który miał się zajmować tym przybytkiem jak i pacjentami postanowił przeprowadzić na nich eksperymenty no i widać właśnie tego efekty. John Clark ( Bo tak się nazywa) twierdził, że magia nie musi być wcale cechą dziedziczną, że jest to pewien etap ewolucji, który nie nastąpił jeszcze u wszystkich. Sądził, że magia jest swego rodzaju organem czy hormonem, który można przeszczepić z jednej osoby do drugiej podobnie jak serce, nerkę, wątrobę czy inne. Chciał prowadzić w tym kierunku eksperymenty jednak rada uznała to za zbyt niebezpieczne, a reszta naukowców wyśmiała go twierdząc, że to szaleństwo i mówiąc, że magia jest po prostu czymś co się ma lub nie i koniec. Fakt, że magami jest jakieś 10% całej populacji tylko to potwierdza. John więc przeprosił i zaczął normalnie pracować. Wszyscy uznali, że w końcu poszedł o rozum do głowy i zapomnieli o sprawie.
Później wybuchła wojna... choć nie, tego nie można nazwać wojną. Po prostu był sobie bogacz, który miał pod swoją władzą parę wiosek choć nie był królem ani nikim takim. Jedna z miejscowości odmówiła posłuszeństwa. Chcieli być niezależni. Koleś się wściekł i kazał zrównać ją z ziemią przy okazji zadając im jak najwięcej cierpienia, wiecie... gwałty, tortury i te sprawy. Byli ludzie, którzy przeżyli jednak nie do końca podnieśli się psychicznie i trafili tutaj. Oczywiście nie są jedynymi mieszkańcami tego przybytku, są tutaj ogólnie osoby z różnymi problemami, większymi i mniejszymi.
Zatem... za szefa wzięto właśnie Clarka. Po pierwszych miesiącach sielanki znów odezwał się w nim chory demon. Stwierdził, że skoro oni nie wyrażają zgody na eksperymenty to ich sprawa i zaczął znęcać się nad pacjentami. Chciał udowodnić swoją teorię więc starał się przeszczepić magię z maga do nie maga nie wywołując przy tym żadnych komplikacji. Oczywiście nie osiągnął celu, a jedynie jakieś zmutowane monstra, a ja mam się tego pozbyć. 
Zabijanie pacjentów nic mi nie da, na ich miejsce zaraz pojawią się kolejne. Musze zdusić problem w zarodku. Muszę działać dyskretnie.
Umieszczę bomby w czterech strategicznych miejscach, pozbędę się samego Clarka, a potem oddale się na bezpieczną odległość i wysadzę budynek upewniając się, że w środku jest choć większość mutantów. Później ewentualnie pozbędę się niedobitków. Muszę się upewnić, że nikt nie będzie wiedział, że tu jestem. Żeby tylko jak najszybciej to skończyć!

Rozdział 17

 Wyszłam z gildii prowadząc za sobą tych dwóch osłów. Kiedy mówimy, aby za nami już nie szli, to powinni byli posłuchać, a nie. Ale mówią, że głupoty nie da się wydziedziczyć. W takim razie to nie mój problem, tylko ich. Jednak konsekwencje to ja ponoszę. To jest nie fair! 
   Naburmuszona weszłam do lasu ciągnąc ich za sobą. Dzień zapowiadał się dobrze. Ptaki ćwierkały, kwiatki kwitły w najlepsze, wiatr wiał leniwie pomiędzy drzewami, a słońce świeci na nas. Nic lepszego nie można było wymarzyć sobie. Jednak zawsze pojawia się ktoś, kto to zniszczy. 
   Właśnie odgarnęłam tysięczną gałąź, kiedy usłyszałam czyiś śmiech. Zamarłam. Pewnie bym to zignorowała, gdybym nie znała tego głosu. Rozejrzałam się pospiesznie. Przecież ona nie może wychodzić na słońce. To jej szkodzi. W takim razie jak...
- Misaki, pożyczę sobie jednego. Dobrze? - spytała Weronika trzymając za pelerynę Rogue'a. Już miałam jej powiedzieć, żeby go zostawiła, kiedy zniknęła gdzieś pomiędzy drzewami. Wściekła uderzyłam w korę drzewa. Jak zwykle coś musiało się spieprzyć. Ona bardzo dobrze wiedziała, co mam zrobić. Już, kiedy tu przyjechaliśmy, miała chrapkę na krew smoczego zabójcy. Najwidoczniej to musiało się stać. Ale co ja mam teraz zrobić. Przecież tego tu nie zostawię. Spojrzałam na Stinga. A więc pierwsza próba się nie udała. Może później mi się uda. Teraz to ja muszę uratować Rogue'a z rąk tego potwora w ciele kobiety. Odwróciłam się i poklepałam blondyna po policzkach. Mętny wzrok zniknął. Sting rozejrzał się po okolicy. Był jeszcze lekko zamroczony, ale widać było że nie wie, gdzie się znajduje. Zaskoczony spojrzał na mnie.
- Sting, wszystko w porządku? - zapytałam. Musiałam grać, aby się nie zorientował. Przecież potem muszę jeszcze raz podać im eliksir.
- Taa... gdzie ja jestem? - odpowiedział pytaniem.
- W lesie blisko gildii. Znalazłam cię tu przed chwilą. Waliłeś głową w drzewo.
- Aha. Ale dlaczego tu jestem.
- Nie mam pojęcia. Nikt nigdy nie zareagował tak jeszcze na zwykły sok malinowy. No... co ja mam wam powiedzieć. Może macie uczulenie na maliny. Ale nie czas na to. Rogue jest w niebezpieczeństwie.
- jak to, co się stało? - zapytał zdezorientowany. Pewnie to dla niego okropne uczucie. Jego najlepszy przyjaciel, który jest prawie jak brat, jest w niebezpieczeństwie, a on nie wie, co się stało. Czy ja też bym tak wyglądała, gdyby to Kimiko lub Weronika były na miejscu czarnowłosego? Chyba tak. Podeszłam do blondyna i położyłam mu rękę na ramieniu. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Musimy się pospieszyć. Znam naszego przeciwnika bardzo dobrze. Jeśli się nie pospieszymy, spotkamy Rogue'a, tylko że martwego. - blondyn spojrzał na mnie. W jego oczach czaił się strach. Złapałam go za ramię i skierowałam się w stronę gildii. Czas dzisiaj nie jest po naszej stronie.
   Kiedy dotarliśmy do zamku mojej gildii, Sting spojrzał na niego urzeczony. A więc jednak nie wszystko sobie przypomina. To dobrze, nie będzie za dużo do tłumaczenia. Podeszłam do tylnych drzwi  otworzyłam je najciszej jak potrafiłam. Wepchnęłam za drzwi smoczego zabójcę i weszłam do środka.
- Musimy iść na górę. Na wieży znajduje się pomieszczenie Weroniki...
- Weroniki?
- yyy... tak... nasz wróg jest kobietą. Ale niech cię to nie zmyli. Ona jest bardzo silna. Jest najsilniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek spotkałam. można powiedzieć, że jest potężniejsza nawet od Erzy Scarlet.
- W takim razie jak zamierzasz z nią walczyć. - spytał przerażony Sting. Sama nie wiem. Wera mówiła, że krew smoczych zabójców jest bardzo dobra, co czyni ją przysmakiem wszystkich wampirów, a do tego dochodzi mała populacja wychowanków smoków, co jeszcze bardziej podjudza wszystkich krwiopijców. Innymi słowy. Krew smoczych zabójców jest bardzo rzadka. Dodatkowo jeśli wampir wypije taką krew, to potem podnosi się w sile. Jeśli Wera to zrobi, to będzie nie do pokonania a przecież już taka jest.
- Mam pomysł, ale nie wiem czy wypali. - wyszeptałam. Chłopak obok mnie przełknął jedynie ślinę. - Nie ma czasu. Ruszajmy.
   Podbiegłam do najbliższych drewnianych drzwi i otworzyłam je. Była to klatka schodowa. Wbiegłam na schody. Po chwili usłyszałam podobne do mojego, tylko że głośniejszy tupot stóp. A więc jednak się zdecydował zaryzykować. Twardy jest. \
   Gdy wspięłam się na sama górę. otworzyłam drzwi, które znajdowały się przede mną. Weszłam do okrągłego pokoju. Znajdowały się w nim trzy duże szafy, toaletka i wiele lodówek z krwią. W samym centrum znajdowało się ogromne łoże, a na nim siedziała Weronika z Rogue'em u boku. Biedak jeszcze nie został wybudzony z transu. Najwyraźniej blondwłosa nie przejmowała się takim szczegółem, jak psychika jej ofiary,
- Weronika, nie rób tego. Wiesz, że będziesz mieć przez to kłopoty. - powiedziałam podchodząc powoli do niej. Tupot stóp za mną ucichł, dzięki czemu wiedziałam, że Sting już dotarł.
- Poprawka, ty będziesz mieć kłopoty. Przecież ty ich nie obroniłaś, kiedy byli najmniej świadomi tego, co robią. I przestań się tak do mnie zbliżać. To ci wcale nie pomoże.
- Masz rację. Ale i tak nie powinnaś tego robić. To może ci zaszkodzić. W każdej chwili może wtargnąć tutaj mistrz, może ci jego krew jakoś zaszkodzić. Wszystko się może stać.
- Nie przekonuj mnie Misaki, bo i tak ci się nie uda. Jedyne czy możesz mnie przekonać, to hektolitry krwi, ale coś nie myślę że uda ci się teraz tyle zdobić. - powiedziała Weronika i rozłożyła się na łóżku. Myliła się. Udało mi się zdobyć wystarczająco dużo. A więc jednak się opłaciło te godzinne zbieranie krwi dla niej.
- Poczekaj chwilkę. - powiedziałam i zbiegłam na sam dół. Znalazłam te wszystkie woreczki dość szybko, ale został tylko jeden problem. Jak ja je dostarczę na górę. oszukałam wielkiego kartonu. Nigdzie nie ma odpowiedniej wielkości. Dlaczego teraz?! Podeszłam do najbliższego i kopnęłam z całej siły. Kopnęłam w coś metalowego. Krzyknęłam i złapałam się za palce od nogi. Spojrzałam na to, co sprawiło mi ból i zauważyłam duże, metalowe pudło. Akurat, aby umieścić te wszystkie torebeczki. Schowałam je wszystkie do pudełka i popędziłam na górę.
   Kiedy tam dotarłam zauważyłam scenę jak z horroru. Rogue bez ruchu leżał na łóżku dziewczyny, a ona siedziała okrakiem nad Stingiem. Było widać jej długie kły.
- Stop! - krzyknęłam, kiedy wampirzyca pochylała się nad blondynem. Sama zainteresowana spojrzała na mnie leniwie. Kopniakiem podsunęłam jej pudełko.
- Masz to, czego chciałaś. A teraz oddaj obydwu. - powiedziałam. Weronika spojrzała na mnie leniwie i machnęła ręką, że są wolni. Podniosłam szybko Rogue'a i pomogłam wstać Sting'owi. Obydwoje byli przerażeni. A więc. Witajcie w gildii Mysterious. Gildii, gdzie nawet twoja najlepsza znajoma może cię zabić.
   Zaciągnęłam ich z powrotem do kuchni i poczęstowałam tym samym piciem. Nawet nie próbowali się wycofać. Już przymulonych zaprowadziłam pod ich gildię i szybko zwiałam. To daleka podróż, więc trochę mi to zajęło. Ale misja się powiodła. Tylko jedno mnie zastanawia. Dlaczego król Fiore kazał im przyjść na ziemie Seven i złapać naszego przestępce.


Rozdział 18

Byłam w środku. Wspominałam, że budynek ma konstrukcję prostego "x"? ... przecież to "+" debilko! A no tak... mądra ja. Także pozostawie nie cztery, a raczej pięć bomb w centralnym punkcie budynku jak i na ramionach i powinno być cacy. Teraz znajdowałam się w szybie wentylacyjnym... nie pytajcie dlaczego. Nie no, byłam w jakimś chyba pokoju operacyjnym bo wszędzie były komputery* ekrany pokazujace nagrania z kamer. Na prawie każdej widziałam gości... mówie gości bo w sumie ni to kobieta, ni mężczyzna. Wyglądali okropnie i nie mam namyśli jakiegoś człowieka jak się nie wyśpi, dziewczyny jak się nie umaluje. Oni po prostu byli szpetni. W ich szyjach tkwił jakby kręgosłup, lina przypominająca kręgosłup. Wystawała z szyi szła lekko w górę i opadała do ziemi. Miała z dwa metry. Obleśne i straszne. Nie wiem co to i do czego służy i nie chce wiedzieć. Wtedy usłyszałam coś za sobą, chyba za mną. Koło drzwi przemknął cień. Spanikowana rozejrzałam się po pokoju i wtedy zobaczyłam na ścianie ten szyb no i jestem. Trochę nie podobne to do mnie, że nie śpie jednak jestem sama to a i b- tu jest pełno psychopatów, którym nie wiadomo co w łbach siedzi. Wolę nie ryzykować. A tak na marginesie, jakiś koleś z piłą łańcuchową  wleciał do tego pomieszczenia i zaczął niemalże wszystko na pół przekrajać, nie wiem po co i nie wiem czy chce wiedzieć. Zobaczyłam światło... światełko w tunelu ^^... było oddalone jakieś 5 metrów ode mnie. Tak myślę. Podpełzłam bliżej starając się robić jak najmniej hałasu. Horda wściekłych mutantów to ostatnie co mi trzeba. Spojrzałam w dół. Oświetlony korytarz i ... parę martwych ciał.
Nie chce wiedzieć.
Wylądowałam na podłodze przyokazji jeszcze raz się rozglądając. Względnie bezpiecznie. Poczłapałam w lewo jednak słysząc cichy warkot silnika postanowiłam, że prawo jest jednak fajniejsze. Szłam lekkim truchtem. Wolę oszczędzać siły choć mam nadzieję, że na marne. Obok toalety leżał sobie chyba ochroniarz. Miał mundur i chyba poderżnięto mu gardło choć mogę się mylić. Weszłam do męskiej ubikacji i zostawiłam tam bombe nastawiając ją na za 2 godziny. Powinno starczyć. Nie pytajcie czemu w toalecie, tam i już.
- Uszanowanko- ukłoniłam się przed martwym ochroniarzem udając, że ściągam czapkę. Przepraszam, po prostu musiałam.
To tak. Zachód załatwiony. Jak dobrze kojarze, doktor powinnien być w południowym skrzydle choć istnieje możliwość, że się przemieszcza. Jednak to tam jest jego biuro i to to miejsce zostawie sobie na koniec. Teraz idziemy na północ. Szłam sobie spokojnie, szczęśliwie kiedy nagle drzwi oddalone jakieś 5 metrów od moich pleców rozwaliły się. Tak same z siebie! Magia! - cicho siedź ty moja podświadomości.  Trzech zombie z tamtąd wyszło. Trochę się wystraszyłam ale w końcu to zombie więc co mi może zrobić? I w tym właśnie momencie zielona kula plazmy przeleciała mi tuż nad uchem. Chyba jednak coś mi zrobią.
Zaczęłam uciekać. Schowałam się za najbliższym rogiem i czekałam na tych skurwieli. To ma być załatwione dyskretnie. jak jeden z nich wreszcie się pojawił w mojej ręcę od razu zalśnił piękny miecz. Natychmiast odcięłam mu głowę po czym wbiłam miecz w jego, leżące już na ziemi ciało. Tak dla pewności. Machnęłam lewą ręką w stronę tamtych dwóch i tak jakby wyleciało kilka "gwiazdek"** ostrych jak brzytwa. Doskoczyłam do nich natychmiast i jednym ruchem odcięłam im obojgu głowy i poćwiartowałam. Jestem chora wiem... jednak nie mogę ryzykować. Broń zniknęła, a ja zaczęłam biec do kolejnego celu przy okazji bardziej uważając. Byłam już u celu. Otworzyłam pewnie drzwi i mało co nie wrzasnęłam....
Wisielec
Mało zawału nie dostałam. Jakiś facet o posturze drwala wisiał z... no z sufitu. Chyba nie żyje... niby powinnien nie żyć ale tyle już widziałam. Weszłam do środka zgrabnie go wymijając. Szybko się przemieszczając mając nadzieję, że te maszkary urządziły sobie jakąś imprezkę na dole i mnie nie znajdą. Przyczepiłam kolejną bombe pomiędzy pokojem "Security", a "108". Minęło 15 minut więc ustawię na  1.44 h. Powinno być ok. To teraz zmykamy na wschód. Zaczęłam kierować się tą samą drogą, którą przyszłam jednak odgłos piły łańcuchowej skutecznie mnie zniechęcił. Otworzyłam byle jakie drzwi i wparowałam do pokoju uprzednio je za sobą zamykając. Jestem chyba w szatni. No... wszędzie są szafki także to chyba jednak szatnia. Słysząc coraz głośniejsze dźwięki tej upiornej maszny otworzyłam jedną z nich i schowałam się. Ale ze mnie tchórz. Wszedł ten gostek. Tak bardzo nie chciałam mu się przyglądać ale musiałam. On w sumie prawie nie miał skóry. To znaczy... wyglądał jakby nie miał skóry tylko kości i mięśnie. Rozerwane spodnie, brak koszulki, przerażające oczy i ta piła. Ciekawostką jest to, że on nie posiada tego kabla-kręgosłupa. Zaczął niektóre szafki otwierać, ale chyba nie otworzy wszystkich, prawda?
Rozwalił część pomieszczenia i sobie poszedł. Wreszcie! Wyszłam z tej obleśniej szafki i już miałam iść na ten wschód ale uznałam, że wentylacja jendak może okazać się bezpieczniejsza.

* Wiem, że komputerów nie ma w świecie Fairy Tail ale to tylko taki szczegół ^^
** Chodzi o te gwiazdki co mają Ninja w filmach no i... nie zabardzo chciało mi się szukać w internecie poprawnej nazwy

Rozdział 19

Nareszcie! W końcu mogłam się zrelaksować! Zero Kimiko. Zero Weroniki. Zero Smoczych zabójców. Zero misji i ciągłego wkurzania. A przede wszystkim, wolne! Po tej "lekkiej wpadce z wypiciem krwi Rogue'a, odprowadziłam ich. Nie było już żadnych trudności, więc poszło mi to nadzwyczaj szybko. No... oczywiście nie licząc czasu dotarcia do Fiore i znalezienia ich gildii. Potem tylko złożyć sprawozdanie i byłam wolna. Kiedy Kimiko siedzi w psychiatryku i bawi się w herbatkę z doktorem, ja leże sobie wygodnie w jacuzzi z lawą i czytam książkę, którą ostatnio znalazłam w naszej bibliotece. Była całkiem ciekawa zważając na gust, jaki mam. Obok nie, na ściance jacuzzi siedział sobie Haru i wygrzewał się. Widocznie to miejsce mu się najbardziej podoba ze wszystkich. Nie zawracając na siebie uwagi, siedzieliśmy i zajmowaliśmy się sobą, dopóki nie przyszła Wera. Podeszła do nas i usiadła obok chłopaka. Nie było przytulania ani podłych komentarzy o mnie z jej strony. To było dziwne Odłożyłam książkę na krawędź jacuzzi i spojrzałam na blondynkę.
- Wszystko w porządku? - spytałam jej. Ta tylko spojrzała w moją stronę nieobecnym wzrokiem.
- Taa...
- Na pewno? - spytał Haru. To nie było normalne z jej strony, że tak  ignoruje maga
- Yhm.
- Na 100% ? - dodałam.
- No przecież mówię! O co wam chodzi?! - krzyknęła na całą gildię. Teraz już wszyscy spoglądali w naszym kierunku. Wściekła Weronika nie znaczyło niczego dobrego. Wszyscy o tym wiedzieli.
- No bo... nie przytulasz się do mnie, tak jak jest to w twoim zwyczaju. - powiedział czarnowłosy.
- Ani nie pijesz swojej herbatki z krwią. - dodałam.
- Ani nie dajesz mi kocimiętki.
- Ani się nad kimś nie znęcasz.
- Ani się nie przyczepiasz do małego biustu Misaki.
- No wła... Ej! - powiedziałam i zasłoniłam klatkę piersiową rękami. Mój biust nie jest mały. Spojrzałam w dół. Nie jest mały. Prawda?
- Wybacz. - przeprosił mnie Haru. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Teraz przez tego kota będę miała kompleksy do końca życia. Weroniką się nie przejmowałam, bo ona to kobieta. A kobieta patrzy inaczej niż mężczyzna. Ale Haru... moje biedne ego!
- Eh... to powiesz nam, co się stało? - spytałam się blondynki.
- Nie muszę wam się z niczego tłumaczyć.
- Ale... - zaczął Haru, jednak przerwał mu odgłos zbitego szkła. To Weronika rzuciła kuflem. Skąd ona go wytrzasnęła, to ja nie wiem.
- Zamknij ryj i się nie wtrącaj! - krzyknęła wampirzyca po czym wyszła z gildii. Natomiast członkowie patrzyli się w przestrzeń zszokowani. Weronika nigdy nie krzyczy a Haru. Nigdy! Wyskoczyła z tym jak Filip z Konopi. To tak, jakby Kimiko biegała!  to nigdy się nie zdarza! To było nienaturalne z jej strony. Takie rzeczy nie mają prawa bytu! Nie wiem, co się tuta dzieję, ale lepiej, aby się w to więcej nie mieszać. Rozejrzałam się. Haru stał z miną smutnego kotka. Najwyraźniej zachowanie blond włosej nim wstrząsnęło. Spoglądając na członków gildii nie tylko nim.
- Co... to... było?!
- Ja... ja nie wiem... Nigdy się tak nie zachowywała!
- No wiesz... Jeśli chodzi o mnie, to jestem już przyzwyczajona. Ale ty? W sumie, to jest taka przybita tylko raz do roku. Nikt nie wie dlaczego. Nawet mistrz.
- Było tak już wcześniej? I nikt nie reagował na jej humorki.
- Wiesz, jaki ona ma wybuchowy charakterek.
- Rozumiem...
- Wcale nie, prawda?
- Niee...
- Eh... nie dziwię się. Byłeś traktowany przez nią ulgowo. - powiedziałam i położyłam głowę na ręczniku. Spojrzałam kątem oka na Haru. Co ten kot kombinuje? Mam nadzieję, że nie jakąś samobójczą misje. To by było nie do zniesienia z jego strony.
- Hmm... -usłyszałam obok siebie. Spojrzałam na czarnowłosego. - Mam pomysł. - dodał po czym wstał ze swojego miejsca. Spojrzał na mnie. - Spotkajmy się u mnie za pół godziny. - wyszeptał podekscytowany, po czym wybiegł ze wspólnego pokoju. Wszyscy w pomieszczeni przyglądali mu się. Większość ze współczuciem, a reszta z ciekawością. Pokręciłam zirytowana głową i zanurzyłam się. Co ten wredny kocur ma zamiar się wpakować?
   Po pół godzinie podeszłam do drzwi chłopaka. Nie chciałam tego robić, ale ciekawość przezwyciężyła. Zapukałam. Po sekundzie drzwi otworzyły się, niewidzialna ręka złapała mnie i wciągnęła do środka. Zdziwiona patrzyłam, jak Haru rozgląda się po korytarz. Po chwili wszedł z widoczną ulgą. Założyłam ręce na piersi.
- Too... czego chcesz? - spytała się.
- Mam plan, ale jest on dość szalony i ryzykowny. Możemy przez to zginąć.
- Robiłam wiele szalonych rzeczy. Jedna więcej nic nie zmieni. Strzelaj.
- Wkradnijmy się do pokoju Wery i poszukajmy czegoś, co wytłumaczy jej zachowanie. - powiedział. Odsunęłam sie troche od niego i sięgnęłam po lakrimę.
- Halo, psychiatryk. Mam tutaj jednego chorego... co chciał zrobić? A zna pan Weronikę Draculę... Nie... No to pan nie zrozumie... Ale proszę pana, on musi...- nie dokończyłam, ponieważ zabrano mi lakrimę. Przede mną stał smutny Haru. Odsunęłam się od niego i skierowałam się w kierunku drzwi.
- Poczekaj! Daj mi to wytłumaczyć! Ja chcę tylko...
- Haru, zwariowałeś! Jeśli ona odkryje nas, to zginiemy w męczarniach! Nie zostanie po nas nawet pyłek! - krzyknęłam mu w twarz. On jest chory psychicznie. Tylko takie jest wyjaśnienie na jego plan.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam! Ty nigdy nie doznałeś jej wściekłości! A to, co było dzisiaj, to nawet nie jest czubek góry lodowej! Pamiętasz, co sie stało z Jaśkiem?!
- Kto to Jasiek?
- No właśnie!
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam!
- Posłuchaj. Wera jest naszą przyjaciółką. Jesteśmy ze sobą blisko, znamy swoje sekrety i dlatego chcę się dowiedzieć, co jest grane.
- Wiesz, jak to zabrzmiało z tym byciem blisko?
- Tak, wiem. To jak, idziesz ze mną? - spytał, robiąc do mnie maślane oczka. No pięknie. I jak tu odmówić.
- Eh... ja się wykończę. - zadowolony mag wybiegł jak najprędzej z pomieszczenia i ruszył do wieży, w której mieszka wampirzyca. Powtórna wspinaczka po tych schodach jest okropna.
- Nareszcie na szczycie! - powiedziałam zziajana.
- No, ile można czekać? - powiedział znajmy głos. Rozejrzałam się. Haru siedział sobie spokojnie pod ścianą. Spojrzałam na niego spokojnie i wskazałam palcem.
- Jak ty...?
- Przy schodach jest winda. - powiedział najnormalniej w świecie.
- ... Nani*!!! - krzyknęłam. Wściekła walnęłam głową w ścianę. W tym czasie Haru zdążył już wstać.
- Nie ważne. Chodźmy już, za nim wróci. - powiedział i zniknął. Ruszyłam przed siebie, aż dotarłam do znajomego mi już pokoju. Jak ja go nienawidzę. Haru już był na miejscu i przeszukiwał szafę. Postanowiłam iść za jego śladem.
   Po kilkunastu minutach szukania padłam na łóżko.
- To nie ma sensu. Tu nic nie ma! - powiedziałam wściekła i uderzyłam w pościel.
- Poszukaj jeszcze trochę może coś znajdziemy. - powiedział zdesperowany chłopak. No pięknie. Nie poradzę nic na te jego wyrywanie się do pracy.
- Przeszukaliśmy każdy chociaż  najmniejszy skrawek tego pokoju. Zrozum, już nie ma co szukać.
- A może coś przegapiliśmy.
- Dlaczego tak bardzo chcesz coś znaleźć. Może ktoś jej podpadł?
- Ale ja muszę wiedzieć, o co chodzi. To jest nienormalne! - powiedział i z frustracji kopnął w najbliższą szafkę. Ta przewróciła się ukazując za sobą jasny kawałek ściany. Podeszłam szybko do chłopaka.
- Mówisz masz. - wyszeptałam. Zaciekawiona dotknęłam ściany. Ta zaczęła się trząść i zapadać. Przestraszona schowałam się za chłopakiem. Ten jedynie patrzył się  na wyrwę.
- Jak nie palisz, to niszczysz. Jesteś beznadziejna.
-  Cicho tam. Ściana się przesuwa. - powiedziałam. Po chwili ściana całkiem wsunęła się w podłogę dzięki czemu mogliśmy wejść. Pierwsze co zobaczyliśmy, to podest, na którym leżała wielka, czarna trumna. Nad nią zwisały krwistoczerwone firanki. Obok tego wszystkiego stał pozłacany tron.
- Tego się nie spodziewałem. - powiedział zaskoczony Haru. Patrzyłam się na to wszystko z otwartymi ustami.
- Nie tylko ty.
- Poszukajmy czegoś, co może nam pomóc.
- Znalazłam - powiedziałam, podnosząc notesik z podłokietnika tronu. Jego strony były pożółkłe oraz zapisane nieznanym językiem. Chwyciłam go delikatnie i podeszłam do Haru. Ten spojrzał na strony notatnika.
- Gdzieś już widziałem ten język. - powiedział chłopak. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Naprawdę? - spytałam. Już dużo razy ten kocur robił mnie w bambuko. Więc...
- Chyba jest w takiej jednej książce w bibliotece.
- W takim razie chodźmy. - wykrzyknęłam i popędziłam do schodów. Tym razem zjechałam windą. Po paru chwilach byłam już w bibliotece. Za mną przyczłapał zsapany czarnowłosy.
- Szukajmy tej książki. Pamiętasz, jak ona wyglądała?
- Była strasznie gruba, a okładka zrobiona była ze skóry. - powiedział. Po chwili rozpoczęły się poszukiwania. Wszyscy zebrani w pomieszczeniu spoglądali na nas jak na wariatów, ale tego można było się spodziewać po członkach gildii Mysterious.
   Po paru minutach Haru znalazł ją na tyłach biblioteki. Była stara i zakurzona. Nie wiem, czego on szukał w tak starej książce, ale zapewne to było dosyć dawno temu. Dodatkowo nie kłamał co do grubości książki. Miała ona swoją osobną półkę. Chłopak położył ją na podłogę by po chwili spojrzeć na spis treści.
- Jest! Znalazłem tłumaczenie tego języka. - powiedział uradowany. Spojrzałam na niego.
- W takim razie bierzmy się za tłumaczenie. - powiedział. Już sięgałam po dzienniczek, kiedy zatrzymała mnie ręka czarnowłosego. Spojrzałam na niego.
- Myślę, że nie powinniśmy tego tłumaczyć. To mogą być prywatne zapiski Wery. Może nie chce, aby ktoś czytał to.
- Chcesz dowiedzieć się, na co boczy się blondynka?
- No tak.
- W takim razie siedź cicho i to tłumacz. Nic się nam nie stanie. - powiedziałam i zabrałam mu książki. Zaczęłam tłumaczyć notatnik. Z każdym zdaniem coraz bardziej chciałam zrezygnować z tłumaczenia, jednak coś ciągnęło mnie głębiej.
   Kiedy skończyłam, spojrzałam na towarzysza. Był tak samo zszokowany jak ja.
- Miałeś rację. Nie powinniśmy byli tego tłumaczyć.
- Odnieśmy to na miejsce.
POV nieznany.
   Blondynka właśnie wchodziła do swego pokoju. Podeszła do tronu, usiadła na nim i zaczęła czytać książkę, która leżała na podłokietniku.

*To stało się wczoraj wieczorem. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Ten starzec miał rację. To pieprzona klątwa. Nie mogę wychodzić na słońce, nie mogę być w pobliżu czosnku, nie mogę chodzić do kościoła, a nic prócz ludzkiej krwi mnie nie zaspokaja. Musze to pić by przeżyć, ale to mnie obrzydza.

Co ja im powiem? No co?! 'He,j słuchajcie, wypiłam krew demona i teraz jestem wampirem.'. Świetnie. Nie mogę tego ukrywać w nieskończoność. Boję się, że się domyślą.


Jestem głodna. Trzy dni nie piłam krwi. Próbowałam pić tą ze zwierząt, ale to nie działa. Udaje przed nimi najlepiej jak mogę, ale zauważają, że coś jest nie tak.


To już dwa tygodnie. Moje ciało drży. Mówię im, że to tylko przeziębienie. Wierzą. Ale to doprowadza mnie do szału! Tak bardzo boli...


Miesiąc...Muszę wziąć się w garść. Niedługo jest bal i jestem honorowym gościem. Liczą na mnie. Nie mogę ich zawieść...


Drugi miesiąc...Jestem teraz w łazience. Bal trwa. Ja zaraz oszaleje. Ktoś puka do drzwi. Tracę zmysły. Mówię, że wszystko dobrze...nie wierzą. Pukają głośniej...jestem głodna....głodna..bardzo głodna...Odblokowuje drzwi....wchodzą.....jestem głodna......tak bardzo głodna.......


Minął rok. Nigdy tego nie zapomnę......Błagam....wybaczcie mi...*


  Wampirzyca przez cały wieczór płakała i przepraszała wszystkich.




Rozdział 20


 POV Misaki

  Właśnie weszłam razem z Haru do pokoju Wery, kiedy usłyszałam te słowa:
- O, Wera, wróciłaś. Co tak szybko? - powiedział mistrz Kojou. W jego głosie było słychać autentyczne zdziwienie. Zawsze wracała dopiero po jakimś tygodniu. To niemożliwe, by wróciła tak szybko!

- Zapomniałam jednej rzeczy i już mnie nie ma! - powiedziała. Usłyszałam wchodzenie po schodach.  Spanikowana szybko podeszłam do tronu, położyłam na nim książeczkę i wróciłam do Haru. Niestety, na moje nie szczęście potknęłam się i wpadając po drodze na Haru, wlecieliśmy do wielkiej trumny. Kiedy byłam w środku usłyszałam opadnięcie pokrywy i kliknięcie zamka.
   Ojć. Coś mi się wydaje, że się już stąd nie wydostaniemy. Opierając się na czarnowłosym, odwróciłam się w stronę klapy i próbowałam ją otworzyć. Na nic moje wysiłki.
- Haru. Coś mi się wydaje, że utknęliśmy tutaj na dobre. - powiedziałam do chłopaka. lecz nie uzyskałam od niego żadnej odpowiedzi. Trochę przerażona odwróciłam się w jego stronę.
- Haru? - zapytałam. Po chwili poczułam ciepły oddech przy moim prawym uchu.
- Haru już tutaj nie ma. - usłyszałam tak dobrze znane mi słowa.
- O, cześć Itami! Proszę pomógłbyś mi trochę z tym zamkiem. Zaklinował się, a ja nie czuję się komfortowo w zamkniętych przestrzeniach... - powiedziałam piskliwym głosem.
- Wiesz co. Jakoś nie mam ochoty. - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Jak to, nie masz ochoty.
- A wiesz, to trochę potrwa, zanim się stąd wydostaniem, a na dodatek Wera jest w tym samym pomieszczeniu, w którym jest trumna, więc chyba nie chcesz jej się narazić. No, przy najmniej ja bym nie chciał. Zamiast tego, możemy się zabawić! - wyszeptał, kładąc swoje ręce na moich biodrach. Przełknęłam ślinę. To nie jest mój najszczęśliwszy dzień.
POV Kimiko


Przygody Haru KONIEC JEST ZALEDWIE POCZĄTKIEM..

Jestem Haru i chciałbym wam opowiedzieć wszystkie moje przygody które miały miejsce w gildii.
Ale nieładnie tak zaczynać od środka więc najpierw opowiem jak znalazłem się w moim nowym domu. A zaczęło się to tak...





Moje piąte urodzin jakże cudowne pięć lat mojego życia minęło.W domu gdzie beztrosko rozwijałem umiejętności, bawiłem się i żyłem z moją rodziną. Pewnego dnia do naszej wioski przybył mag przedstawił się jako Sylwester Jarumo  miał być lekarzem i pomagać naszej rasie. Lecz zaczął eksperymentować na nas. Gdy moi rodzice się o tym dowiedzieli chcieli to ogłosić starszyźnie lecz Sylwester był szybszy, chcąc się pozbyć niewygodnych światków podpalił nasz dom gdy spaliśmy, cała moja rodzina zginęła, mnie cudem udało się uratować. Dowody wskazywały na tragiczny wypadek lecz ja znałem prawdę. Powiedziałem o tym starszyźnie, lecz oni uznali że jestem w szoku i chce sobie wszystko jakoś poukładać, nie mogłem tego znieś. Musiałem opuścić wioskę, lecz to było możliwe tylko pod warunkiem, że ma się co najmniej sześć lat. Chciałem zemścić się na Sylwestrze, a do tego potrzebuje siły, jako że nie mogłem opuścić wioski to przez rok starałem trzymać się od niego z daleka ale to było niemożliwe,chciał sprawdzić czemu tamtego dnia nie zginałem z rodziną i przez cały czas czepiał się mnie. Minęło lato ,wiosna i jesień nareszcie nadeszła zima niedługo miały być moje urodziny. Ale na nieszczęście zachorowałem, nie chciałem by ten morderca mnie leczył ale stało się. Podawał mi jakieś dziwne lekarstwa przez które wywołał  u mnie chorobę potocznie nazywaną rozdwojeniem jaźni.Właśnie wtedy pojawił się Itami mówiąc w tajemnicy to nie była takie zwykłe rozdwojenie jaźni ponieważ gdy Itami jest ''uśpiony,, i tak rozumie co dzieje się dookoła i na odwrót. Więc on wie co ja czuje i ja wiem co czuje Itami. Po tym jak wyzdrowiałem od razu ruszyłem w drogę.Opuściłem moją wioskę a zarazem wyspę, płynąłem statkiem do dużego miasta tam gdzie stoi moja obecna gildia. Lecz wtedy nie myślałem o tym by dołączyć gdziekolwiek, sam na własną rękę chciałem dokonać zemsty. Przyglądałem się magom i brałem udziały w turniejach magicznych chodź wiele razy przegrałem nie poddałem się  dzięki temu nauczyłem się wielu cennych lekcji.Tak minęło sześć lat mojego życia.Mając dwanaście lat Itami nakłonił mnie bym dołączył do jakiejś gildii i tak właśnie trafiłem do Misterious. I tu tak naprawdę zaczyna się moja przygoda.

No to tak mniej więcej poznaliście moją przeszłość.Ciesze się że mogłem to wreszcie z siebie wyrzucić. Teraz będzie teraźniejszość. I nie zapomnijcie uważać na natrętnych seksoholików takich jak Itami :p  
A o to i ja jako kociak :3


Przygody Haru Poznałem je...

Powinienem wspomnieć wam jak poznałem moje kumpele. Pewnie wiecie o kogo mi chodzi. O  trzy ślicznotki Misaki, Kimiko i Weronika. To własnie przez nie trafiłem na gildię Mysterous. A zaczęło się to  tak.



Jest przepiękna wiosna, idę aleją, gdzie jest pełno drzew wiśni, różowe kwiaty opadają na moje czarne włosy co jakiś czas, dookoła jest mnóstwo straganów. Wszystko było by idealnie, gdyby nie to że jakieś dwie laski na środku drogi wydzierają się w niebo głosy na jakiegoś trupa, chyba nie widzę dokładnie. Może podejdę bliżej ale w formie kotka. Tak to dobry pomysł. Ciekawe co się stało. Pomyślałem i potupałem już jako kot. Usiadłem obok drzewo. To były trzy dziewczyny, jedna dopiero co wstała,tak mi się wydaje sądząc po jej włosach, druga ironicznie patrzała na dziewczynę leżącą na ziemi i miała niezłego wkurwa, a trzecia... no właśnie przed chwilka tu stała gdzie ona poszła. O kuźwa, teleportowała się czy co. Jaki człowiek tak szybko się porusza.Co się dzieje. Ja się podnoszę.
-Dziewczyny paczcie jaki kotek, słodziak ,słodziaczek, cukiereczek
-Weronika nie wygłupiaj się. Nie widzisz że śpiąca królewna zgubiła mapę, przecież my nie znamy tego miasta.
-Oj no przecież tak bywa. Przecież mnie znasz i mogłaś mi nie dawać tej mapy.!-Dobra koniec gadania nie lubię jak ktoś nosi mnie na rękach. Czas na powrót w normalną skórę. Zmieniłem się, ale najpierw wyskoczyłem z rąk tej jak ona miała. Weroniki.
-Nie lubię jak ktoś mnie na ręce bierze i nie kotek, tylko hybryda dla twojej informacji Weroniko.-Powiedziałem z wielkim wyrzutem. Teraz wszystkie stały jak wryte w ziemie. I nagle z niewiadomych przyczyn zapiekł mnie policzek, aż prawie zrobiłem dwa kroki do tyłu.
-A to za co.
-Jak mogłeś tak bezczelnie udawać takie słodkie stworzonko. Nie wstyd ci!!
-Mi...ale.... ach te stworzonko to ja. Nie da się udawać siebie królewno śnieżko.
-Ty idiotko.-Młoda dziewczyna walnęła starszą w tył głowy.
-Ja idiotka.
-Tak ty starsza a głupsza 
-Hej dziewczyny kolega nam ucieka i patrzcie on ma ogon i uszy.
-Weronika co ma piernik do wiatraka. Zaraz co? On ma uszy i ogon, coś ty brała - Zdziwiła się czerwonowłosa dziewczyna, która nazywa się chyba Kimiko.
-On ucieka, złapmy go może zna miasto, to nam pomorze.-Dziewczyny zapominając o kłótni ruszyły w pogoń. Kuźwa, kuźwa kuźwa mam przechlapane czemu akurat ja? A chciałem spokojnie dołączyć do jakiejś gildii, a tu jakieś trzy laski za mną gonią gdyby tylko Itami tu był..-Pomyślałem i przeszły mnie ciarki- Itami? o czym ja myślę przecież on by sytuacje pogorszył.
Nadszedł wieczór, zmęczyło mnie to całe bieganie, więc usiadłem na ławkę. Dziewczyny przybiegły i chyba też im się znudziło to całe bieganie.
-Wiecie co może nie powinienem wam tego mówić ale umiem czytać w myślach i słyszałem, że nie znacie miasta mogę was oprowadzić po nim, ale jutro bo teraz jest już ciemno jak chcecie mogę was przenocować. A i tak po za tym nazywam się  Haru Ukato. 
-A co chcesz w zamian.-Spytała Weronika.
-CO! My się na to godzimy musiałyśmy za nim biegać cały dzień..
-To był twój pomysł Misaki a po za tym nie chce mi się dłużej dźwigać Kimiko.
-Daj ja ją wezmę i zaprowadzę was do siebie.
-Tylko się nie zdziw jak ci znowu przywali gdy się obudzi.
-Co... okej.-Misaki tylko wzruszyła ramionami i poszliśmy do mnie do domu.Następnego dnia pokazałem im okolice okazało się że dziewczyny są na jednio dniowym urlopie i są członkami gildii.
Cały dzień spędziliśmy razem, dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o sobie i o swojej magi. Opowiedziały mi także bardzo mało o swojej gildii. Mówiły że nie mogą o nie mówić.
-Haru, a ty czego chcesz? -Spytała mnie Misaki
-Chciał bym dołączyć do jakiejś gildii i nie być samotny.- Westchnąłem patrząc się w niebo w tym samym czasie kwiat wiśni opadł m na usta.Dziewczyny spojrzały po sobie i popatrzały się na mnie aż przeszły mnie ciarki.
-Chcesz dołączyć do nas
-Jasne-Następnego dnia w południe dotarliśmy do gildii. Przeszyłem rozmowę próbną.Mistrz powiedział że jeśli wytrzymałem z tą trójka to jestem niezniszczalny i jest dla mnie pełen podziwu.

I tak właśnie dostałem się do  Mysterous.

Opowiem wam jak prawie zostałem zabity pod prysznicem przez Itamiego.


Wróciłem po misji padnięty. Jeszcze za dobrze nie znałem gildii i przez pomyłkę wszedłem do pokoju Kimiko. Chciałem się umyć, więc poszedłem do łazienki. Stała tam pół naga dziewczyna owinięta jedynie w ręcznik.
-O cześć Haru. Zaraz, co Haru tu robi. To mój pokój. Aaaaa jestem w samym ręczniku, wyłaź mi z łazienki!-Gdy Kimiko właśnie miała mnie walnąć, upadłem na kolana. O nie. Ja wiem, co się dzieje ale Kimiko...
-Kim uciekaj! - Powiedziałem resztkami swojej świadomości.
-Haru nic ci nie jest. Zbladłeś jakoś tak.-Kim nachyliła się do mnie a ten seksoholik złapał ją za pierś. Kim zrobiła się cała czerwona wstała i zrobiła krok do tyłu. Weszła pod prysznic.
-Cześć gołąbeczku, dzisiaj kąpiemy się razem. Ma się rozumieć- Mówił Itami ściągając bluzę i spodnie. Stał już tylko w bokserkach, podszedł do Kim i złapał ją za rękę.
-Ty musisz być ten drugi, o którym mówił Haru.
-Kwiatuszku, może to ja jestem ten pierwszy, a ko-cha-ny Haru drugi. Nigdy tak nie pomyślałaś. -Mówiąc to, Itami odkręcił wodę.
-Nie, to jest kłamstwo. Nie wieże ci. Haru jest dobrym chłopakiem. Nigdy by mi nic nie zrobił, a czemu ja właściwie z tobą rozmawiam. -Kim szybko przemieniła się w samuraja. No jak dla mnie tak to wyglądało i dała niezły łomot Itamiemu. Potem przywiązała go drutem do krzesła i wystawiła za drzwi na hol. Kimiko trochę skołowana musiała ochłonąć przez pól godziny. Gdy wyszła z pokoju, miała iść powiedzieć dziewczyną że pierwsza widziała Itamiego. Tak, jakby to były jakieś zawody do cholery!
-Kiedy wróci Haru?
-A co, ja ci już nie starczam? Jak chcesz, znam kilka fajnych sztuczek. Mogę ci je pokazać..
-Nie de-ner-wuj Mnie! Idę powiedzieć dziewczynom, że się pojawiłeś. Czekaj tu grzecznie.
-Nie bój się i tak nie mam zamiaru stąd uciekać, Kwiatuszku !
-No ja pierdole, zaraz ci facjate obije tak, że cie matka rodzona nie pozna.
-O, jaka ognista. Lubię takie.
-To Misaki będzie w sam raz dla ciebie.
-No to niezła dupeczka musi z niej być i ognista na dodatek. Szykuje się długa noc.
-Hahahahahahah nie wiem o czym myślisz, ale ta noc naprawdę będzie długa.-Dziewczyny przyszły patrzały się na mnie i chyba każda miała ochotę mnie zabić. Co ja mówię. Nie mnie, tylko Itamiego. Dziewczyny powiedziały o wszystkim mistrzowi. A Itami siedział przywiązany do tego krzesła w samych bokserkach. Następnego dnia rano wróciłem jako Haru, ten prawdziwy pierwszy ja. Cały dzień przepraszałem wszystkich za Itamiego. A Kimiko przez okrągły tydzień, czasami wydaje mi się, że do dziś ma do mnie urazę.


I tak właśnie byłem blisko śmierci pod prysznicem. Gdy dziewczyny są złe, to są niebezpieczne.



Po akcji z trumną, wszystko wróciło na swoje miejsce. Członkowie gildii Mysterious żyli w spokojnej atmosferze, A nasza trójka dziewczyn zaczęła zbliżać się do swoich towarzyszy. Było wiele misji, które mistrzowie obu gildii cieli, by razem je zrobili. Poznawali się z każdej strony. Tej dobre, a także tej złej. Zaczęło sie rodzić pomiędzy nimi uczucie, którego żadne z nich wcześniej nie znało. Lecz ta sielanka nie trwała długo. Mistrz gildii najemników dostał rozkaz od króla, by wyruszyć wspomóc w wojnie bliski z nami kraj, Pergrande Kingdom. By nie robić przykrości chłopakom i uniknąć zbędnych pożegnań, podały im napój zapomnienia i pozostawiły ich, wyruszając na wojnę. 
Po trzynastu miesiącach z wygraną bitwą, wróciły do domu z myślą, że w końcu odpoczną. Lecz nowe zlecenie, zabójstwo łowczyń smoków, ni daje im spokoju. Postanawiają, że wyruszą od razu. Wszystko było dobrze, dopóki nie spotkały ich. 
Reszta opowiadania w ostatnich rozdziałach Bloga. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz