piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 46

 To uczucie...nie jestem w stanie go opisać. Boli mnie cholernie, rozsadza od środka i sprawia, że chce zginąć. Tu i Teraz umrzeć w tych męczarniach ale z drugiej strony daje mi siłę. Niewyobrażalną moc dzięki której mogę to pierwsze uczucie bólu w pewnym sensie odpychać. Może to dzięki tej "sile" jestem w stanie wciąż walczyć? Trzymać się przy życiu? Starać się powstrzymywać truciznę przed dotarciem do serca? A przynajmniej powstrzymać ją przed działaniem. Wyrwałam prawą rękę razem z łańcuchem. Nawet nie wiem jak mi się to udało. Zakręciłam ręką owijając wokół niej łańcuch. Drugą rękę też wyrwałam ale bez łańcucha. Złapałam się za serce. Oparłam się rękami od podłogę. Miałam szeroko otwarte oczy, oddychałam głęboko. Ja wariuje. Boli mnie i wykańcza, wysysa ze mnie wszystkie siły i jednocześnie mi je daję. Nie to nie ma sensu. Prawda? Usłyszałam śmiech. Rozglądałam się zdezorientowana po pokoju. Wszystko było rozmazane i jednocześnie takie wyraźne. Inne ale takie same. Dopiero po chwili zlokalizowałam źródło dźwięku. Shiro?
- Żebyś teraz siebie widziała- patrzył na mnie z wyższością. Ogarnęła mnie nienawiść. Nie, to tak się nie skończy. Na pewno nie. Zatłukę go, zabiję. Nie wiem jak ale na pewno to zrobię choćby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu. Nic mi w tym nie przeszkodzi nawet ten dziwny zielony płyn znajdujący się w moim ciele. Próbowałam stanąć na nogach jednak trzecia próba była tą udaną. Białowłosy z rozbawieniem przyglądał się moim poczynaniom. Stałam na swoich nogach o własnych siłach. Chwiejnie ale jednak. Czułam się taka ociężała i jednocześnie pełna energii. To wszystko zaraz rozsadzi mi mózg. Wszystko sprzeczne ze sobą. Podeszłam chwiejnym krokiem do chłopaka. Miał na sobie ten kpiarski uśmieszek. Zaraz ci go zetrę cwaniaczku. Zamachnęłam się i sprzedałam mu prawego sierpowego. Chyba go zabolało bo cofnął się trochę do tyłu i złapał za szczękę. Uśmiechnęłam się. Zadziałało! Jeszcze mogę walczyć! Tak jakby...
 Shiro spojrzał na mnie rozbawiony, co jest? Masochista jakiś czy co? On na serio ma coś z głową.
- Świetnie- odezwał się. - Jeszcze więcej zabawy, na to liczyłem- i przywalił mi w brzuch. Lekko się skuliłam. Cholera! Chyba ta trucizna zjadła mój szybki czas reakcji. I spostrzegawczość.
Walnęłam w niego jeszcze kilka razy. A przynajmniej próbowałam bo cały czas unikał moich ciosów z taką łatwością jakby walczył z pięcioletnim dzieckiem. Już zapomniałam jaki był silny. W pewnym momencie to ja oberwałam. Dosyć mocno bo przebiłam się przez ścianę wylatując na podwórko na zewnątrz. Wyplułam trochę krwi, możliwe żebym w ten sposób pozbyła się toksycznej substancji z mojego ciała? Rozejrzałam się szybko. Czy to...góry? Zwróciłam swój wzrok z powrotem na Shiro który stał w tej e...dziurze w ścianie. Uśmiechał się głupio, jego to bawiło! Uważał mnie za słabą! W sumie to zawsze mnie za taką uważał. A niech cie szlag! Podniosłam się i z całych sił zamachnęłam się lewą ręką! Tak! Udało się! Trafiłam go ogniem! Więc mogę używać mocy. Przynajmniej jeszcze mogę. I będę korzystać z tego tyle ile się da. Zdezorientowany Shiro podszedł do mnie wściekły. Chyba się tego nie spodziewał.
- To cię niszczy- syknął. Cóż...i tak jestem już zniszczona więc, co mi szkodzi? Kopnęłam go prawą nogą jednocześnie wypuszczając z niej ogień, chłopak sparował cios ale i tak się oparzył. Oboje walczyliśmy wręcz z tą różnicą, że ja używałam ognia. Nie wiem dlaczego on nie używał swojej magii ale mnie to nawet pasowało. Już miałam zdzielić go w ten jego siwy łeb gdy przeszył mnie niewyobrażalny ból. Upadłam na kolana łapiąc się za serce.
 Co to jest? Niech przestanie!
- Trucizna daje o sobie znać- szydził ze mnie. A niech go piorun trzaśnie! Wstałam ciągle ogarnięta bólem. I tak cię załatwię, bez względu na wszystko! W pewnym sensie "ryknęłam" ogniem, a on podskoczył w powietrze lądując powoli kilka metrów dalej. No tak chyba nie wspominałam wcześniej. Shiro jest magiem powietrza.  Patrzyłam na niego wściekła. Teraz jedyne czego chciałam to zobaczyć jego martwe truchło. Wtedy mogę odejść nawet szczęśliwa. Odbiłam się od ziemi wypuszczając ze swoich stóp ogień. Coś jak dopalacze  >.< tak jak ja raz do niego "dolatywałam" i waliłam ogniem tak on tego unikał i odlatywał jeszcze dalej. Byliśmy teraz na jakiś wysokich skałach. Coś jak mini góry. On bawi się ze mną w kotka i myszkę, no rzesz, ja ci pokaże! 
Zrobiłam w powietrzu fikołka wytwarzając jednocześnie z nóg ogień dzięki czemu zrobiła się taka kula ognia dosięgając chłopaka. Odrzuciło go na najbliższą skałę, zdezorientowany i chwilowo osłabiony po sile nacisku opadł na dół na drugą skałę. "Podleciałam" do niego waląc ogniem z pięści. Zdechnij ty karaluchu! Białowłosy szybko się otrząsnął i chciał mnie walnąć, zablokowałam. Znów walczyliśmy wręcz lecz tym razem bez magii. W pewnym momencie moją pięść zatrzymała się centralnie przed jego twarzą. Zesztywniała, jak całe moje ciało. Cholera. Znów przeszył mnie ten przytłaczający ból, tym razem silniejszy niż wcześniej. Znów upadłam na kolana trzymając się za serce. Jeszcze chwila i wyrwę je sobie z piersi.
- Nie możesz walczyć jednocześnie z trucizną i ze mną- odrzekł dumnie. Gówno prawda. Próbowałam się na niego zamachnąć ale tylko znów upadłam na ziemię. Cholera! Zaśmiał się i patrzył tylko jak cierpię. Nie, nie teraz wszechświecie! Dajcie mi dobić tego gnojka potem możesz mnie zabrać. Cholera...chyba nadużywam tego słowa.
- Pozwolisz, że ulżę ci w cierpieniu- mówił ze zbolałą miną. Jeszcze większa cholera. A tak betewu, skąd on wytrzasnął ten miecz? Nie mam pojęcia. Uniósł go pionowo do góry trzymając oburącz. Już miał mnie przebić gdy nagle zapadła ciemność. Ból, ciemność, ulga i jeszcze większa ciemność. Czyżbym właśnie umarła? Może...

1 komentarz:

  1. Hej, hej, hej. Piszę w imieniu Akane, że zostałaś nominowana do Liebster Award ^^ Gratuluję :D
    Więcej dowiesz się na http://without-looking-at-the-past.blogspot.com/
    xoxox Shana

    OdpowiedzUsuń