czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 44

Obudziłam się gdzieś...gdzie? Otworzyłam szerzej oczy ale ujrzałam tylko ciemność. Pomrugałam kilka razyi odrazu lepiej. Był to dość nie duży pokój. Szary, w którym znajdowało się jedno okno i ja. Próbowałam poruszyć rękami. Nie mogłam, miałam je na maksa rozciągnięte. To dosyć bolało. Jednak tylko to było przykute reszta była wolna. Siedziałam na podłodze i myślałam o tym co się stało i co ja tu robię. Nagle drzwi się otworzyły, do pomieszczenia wpadło mnóstwo światła przez co rozbolały mnie oczy. Stał w nich Shiro, miał ze sobą dwóch kompanów. O Boże...
- Widzę, że już się obudziłaś, bardzo dobrze- uśmiechnął się. Podszedł powoli do mnie gdy wymawiał te słowa.
- Wiesz dlaczego tu jesteś?- zapytał mnie.
- No właśnie nie wiem, może mnie oświecisz?- warknęłam w jego stronę. Co raz mniej podobała mi się ta sytuacja.
- Myślałem, że jesteś bystrą dziewczynką- udał zawiedzionego. Podła kanalia.
- A ja myślałam, że jesteś mądry. Tylko ręce? Mogę przecież spokojnie wstać.
- Nie jesteś wstanie- spojrzałam na niego zdziwiona. Próbowałam wstać jednak zaraz upadłam. Coś kapnęło. Spojrzałam na podłogę. Krwawiłam? No tak, byłam cała w ranach. Jak mogłam tego nie zauważyć? I pytanie, kiedy on zdążył mi to zrobić? Gdy byłam nieprzytomna? Ale po co? Czy nie chodzi o to, że gdy się zadaje ból ofierze to była przy tym przytomna? Ech.
- Cóż tu chodzi o miłość- spojrzał mi w oczy. Co kurwa?!
- Jaka znowu miłość?- patrzyłam na niego zdezorientowana.
- Moja miłość do ciebie- był tuż przede mną.
- Miłość? Chyba cię popierdoliło- mruknęłam na co ten pocałował mnie, WHAT?! A zaraz potem walnął. Jeszcze większe WHAT?
- Jesteś chory- pokręciłam głową wypluwając krew.- kompletnie popieprzony.
- Nie, nie, to jest miłość tylko ty tego nie rozumiesz. Nigdy nie zrozumiesz- zaśmiał się. W jego oczach widziałam szaleństwo. Nie wiem co stało się w czasie gdy nas nie było ale to musiało zostawić spory odcisk na jego psychice.
- Pamiętasz jak mówiłem, że nawet zabiję dla ciebie z miłości?- pogładził mnie po policzku.
- Teraz właśnie to robię. Wiesz, nigdy nie mówiłem, że to będę ja albo ktoś z zewnątrz. To kim jesteś razem z Sam jest straszne, a fakt że nie mogę cię mieć, że ty mnie nie chcesz jest jeszcze gorszy.- mówił smutno.- Dlatego się ciebie pozbędę. Nikt nie będzie mógł cię mieć, a rada będzie mi wdzięczna za pozbycie się zagrożenia- uśmiechnął się do mnie.
- To co kotek?- nie nazywaj mnie tak chorzy świrze. To wszystko jest jakieś popierdolone. Dlaczego sobie teraz o mnie przypomniał. Nagle mnie olśniło.
- A co z Samarą?- zapytałam ostrożnie. Te łańcuchy coraz bardziej mi ciążył. Ręce mnie bolały.
- To co jej robiłem było tylko rozrywką. Na prawdę zabawne było patrzeć jak się mnie boi- zaśmiał się. Dupek.
- Jak już skończę z tobą zajmę się nią i jak będzie trzeba to i całą tą gildią Fairy Tail choć i tak nic do nich nie mam.
- Dlaczego zabrałeś tylko mnie? Mogłeś wziąć nas jednocześnie oby dwie.
- Prawda, ale chciałem się z tobą należycie pożegnać. Nie musisz się martwić zorganizuje godny ciebie pogrzeb- śmiał się.
- W jaki sposób chcesz mnie zabić?
- Aleś ty ciekawska- mruknął odwracając głowę.- Tak samo jak Sam. Identycznie.
- Chcesz ze mną walczyć?- dopytywałam się.
- Och walka? walka tak... będziemy walczyć potem cię wypuszczę lecz w pewnym sensie sama się zabijesz. Cz wykończysz- śmiał się. On serio ma coś z głową.
- Danny- warknął do jednego ze swoich towarzyszy. Już kompletnie o nich zapomniałam. Zaraz, Danny? Ten w którym bujała się Sam? Serio? Chłopak przyniósł jakieś białe pudełko. Jakoś nie chciałam wiedzieć co jest w środku. Shiro odebrał od niego pudełko i podszedł z nim do mnie. Kucnął przy mnie i przytrzymał mój podbródek. Wpił się w moje wargi. Nie wyrywałam się bo po prostu nie miałam siły. Po chwili się ode mnie oderwał i znów spojrzał mi w oczy.
- Wybiła twoja godzina skarbie- uśmiechnął się szyderczo. Otworzył pudełko i wyjął dwie strzykawki?  Wziął je w ręce i wbił mi w skórę. Jeden w lewe ramię, drugi w prawe ramię. Przez pierwsze sekundy nic się nie działo. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Ten tylko się nadal uśmiechał. Zaraz wyjął z mojego ciała te dwie igły, a moje ciało wygięło się w łuk. Jeszcze chwila i zrobię mostek. Usłyszałam krzyk, chwila...to mój krzyk! Ja pierdziele jak to boli!
- CO. Ty. Mi. Zrobiłeś?- wyjęczałam między spazmami bólu. Chce umrzeć!
- Doprowadziłem cię do trybu autodestrukcji - ciągle się uśmiechał. Odsunął się jakieś dwa metry ode mnie i przyglądał jak zwijam się z bólu. Po chwili przestałam krzyczeć. Zwiesiłam głowę w dół. Oddychałam głęboko (tu ---->  Alex) co? Co on mi zrobił? Co to jest to w moim ciele? Poczułam moją moc...tam w środku. Ona? Walczy? Nie wiem, wiem, że ja walczę samoistnie by móc utrzymać się przy życiu. Jestem wykończona, a jednocześnie mam w sobie mnóstwo siły.Co się dzieje?


Jej, już po świętach! Także mamy nadzieję, że wszyscy przeżyli wspaniałą Wigilię, Boże Narodzenie jak i Pijanego Sylwka ( tylko dla wybranych ) Długo nie było rozdziału ale to :
1. Smuci nas odrobine brak komentarzy :(
2. Jesteśmy zajęte już trzecim ( na poważnie ) blogiem Colores na którym pojawił się rozdział 1 ( po prawie dwóch tygodniach ale to wina Samary i jej lenistwa :P  )  także serdecznie zapraszamy ---->
CLICK HERE

1 komentarz:

  1. Wiecie ile na to czekałam?! Za długo! Musicie częściej dodawać rozdziały bo padnę z nie wiedzy :_:

    OdpowiedzUsuń