czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 41

Popatrzyłam na tych ludzi. Przez bite kilka godzin pilnowali mnie i nie dawali spokoju. Co chwile przychodził kto inny. Tym razem pilnował mnie jakiś różowy pedał z białym szalikiem. Obok niego był niebieski, LATAJĄCY, kot. Na plecach miał zielony plecaczek, za którym ukazały się skrzydła, na których latał. Unosił się jakiś metr nad ziemią, za pomocą skrzydeł, dzięki którym latał. A czy mówiłam o tym, że latał?! Chyba nie. A więc muszę to powiedzieć. On lata! Jeszcze nigdy nie widziałam takiego kota. No w każdym razie, neko gadał z tym pedziem i nie zwracali nawet uwagi, co robię. Może to dobry moment, aby spróbować zwiać. Przecież ani trochę nie zwraca na mnie uwagi. Nie skapnie się, kiedy odwiąże liny. Zdążę uciec, kiedy on się ocknie z zaskoczenia. Zawsze tak jest. Miliard razy uciekałam z łapsk gildii, które chciały mnie zabić. I za każdym razem mi się udawało. Pociągnęłam za sznurek. Węzeł rozplątany. Ten, kto związał te liny  na kokardkę, musiał być kretynem. Potarłam za sobą ręce i popatrzyłam na Natsu. Przyglądał mi się i dziwnie się uśmiechał. Obok niego nie było kota, a za nim wchodził... GDZIE KOT!!!
   Poczułam, jak liny zawiązują mi się z powrotem na nadgarstku. Odwróciłam się. To te przeklęte kocisko mnie związało. Spojrzałam na nie z mordem w oczach. Ten jedynie smutnie wrócił do pedzia. Za nim pojawił się czarnowłosy chłopak, który pilnował mnie już z piąty raz. Co to za kolejność do cholery. Kim on jest, że mnie tyle razy pilnuje. Mój chłopak, czy co?
- Dobra Natsu, teraz ja. - powiedział. Różowowłosy spojrzał na niego, a potem wstał z krzesła przede mną postawionego przez te czarnowłosą dziewczynę. Musze przyznać, ze strasznie się bałam, kiedy tak na mnie patrzy trójka osób, które zobaczyłam na początku. Tylko dlaczego. Przecież to takie miłe osoby. Chłopak, który został nazwany Natsu, podszedł do czarnowłosego i położył mu ręke na ramieniu.
- Tylko uważaj, stary. Nie raz już próbowała uciec. - powiedział. Cholera. Co za ciota. Musiał to powiedzieć?
- Nie martw się. Na pewno mi się uda. I nic się nie stanie.
- Frosch też tak myśli. - powiedział głosik. Spojrzałam pod nogi chłopaków. Obok stopy czarnowłosego stał kot w stroju... RÓŻOWEJ ŻABY!!! Co do cholery! To jakiś kawał! Uśmiechnęłam się. On wyglądał... nawet słodko. Podniosłam głowę. Czarnowłosy przyglądał mi się. Odwróciłam głowę.
- W każdym razie uważaj Rogue. Słyszałam od Alex, że potrafi wiele sztuczek, jeśli chce się uwolnić.
- Nie martw się. Znam ja na tyle dobrze, że wiem, co będzie w jej stylu, a co w akcie paranoi. - powiedział i usiadł na krześle. Na jego kolana pacnął się ten słodki kotek. Patrzył na mnie z zaciekawieniem. Odwzajemniłam jego spojrzenie. Rogue położył mu rękę na głowę. Kotek uśmiechnął się po czym przytulił do niego i zasnął. Jakie słodkie.
- Nazywa się Frosh. - powiedział chłopak. Spojrzałam na niego. Jakoś nie podobała mi się "współpraca" z nim. Bałam się go najbardziej. Ale i tak zaczęłam robić swoje.
- Dlaczego mnie nie wypuścicie? Przecież nie potrzebna wam jestem. A jeśli o czymś niby wiem, to oświećcie mnie, co to jest. Może pomogę. - powiedziałam.
- Niedługo może przypomnisz sobie, dlaczego tu jesteś.
- A może nie chcę. Nie pomyślałeś o tym?
- To nie ciebie mam się słuchać, tylko Alex. I ona powiedziała, żeby pod żadnym pozorem cie nie wypuszczał.
- To powiedz tej Alex, że...
- Co ma mi powiedzieć? - powiedział czyiś głos. Spojrzałam za czarnowłosego i zobaczyłam ją. Tak bardzo podobna do chłopaka obok mnie, że można by było powiedzieć, że to bliźnięta.
 - Nic. - powiedziałam
- W takim razie możemy zaczynać. - powiedziała i podeszła do mnie. Zacisnęłam oczy. Poczułam coś na karku. Najpierw to było jakieś dziwne mrowienie, a potem przerodziło się w odrętwienie. Zwiesiłam głowę. Wokół mnie się zaświeciło I wtedy je zobaczyłam. Przepływały dosyć szybko, ale złapałam niektóre z nich:

   - Jeszcze jedno?! - krzyknął. Już mnie gostek zaczął irytować. - Jak masz na imię?
- Samara! - Odkrzyknęłam. Czyżbym się wcześniej nie przedstawiała? Dziwne. Eh... Skleroza nie boli. - A ty? - odkrzyknęłam. 
- Rogue! - krzyknął, odwrócił się i pobiegł do swojego przyjaciela. Przynajmniej taką miałam 


- Chętnie skorzystamy z propozycji. - powiedział chłopak. Rozejrzałam się za Alex. Spoglądała na mnie. Uśmiechała się. Ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową. Po mojej twarzy poleciały łzy. Odwróciłam się do mistrza.
- Przyjmę pańską propozycję.
- Ciesze się z twojej decyzji. Jak wrócimy do gildii, dostaniesz znak należenia do niej. A teraz, witam w Fairy Tail! - krzyknął mistrz. Wszyscy członkowie, nawet ci najbardziej poharatani, krzyknęli z entuzjazmem. Jeszcze bardziej sie popłakałam.


- Sorry ale te twoje włosy...po prostu umieram Hahahaha
- Proszę powiedz że to nie jest twój naturalny kolor- zaczęłam się śmiać. 
- Jesteś nie miła sami, może po prostu jak był mały wpadł do maszyny z wata cukrową? I tak mu zostało.
- i jakieś dziecko chciało je zjeść dlatego ma takie postrzępione włosy - znowu wybuchłyśmy 


To były moje wspomnienia.

1 komentarz:

  1. Hahahaha <3 Tekst o wacie cukrowej mnie rozwalił :3 Czeeeeekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń