- Trzeba ci wymierzyć jakąś karę. Nie możemy przecież pozwolić, abyś wałęsała się sama po tym niebezpiecznym miejscu. Jeszcze na dodatek przed operacją. Toż to od razu cię rozpoznają! - powiedziawszy zaczął się do mnie zbliżać. O jakiej on cholera operacji mówił?! Nie zgadzałam się na nic! No może na przetwarzanie danych na wielu stronach internetowych, ale na operację? Nie przypominam sobie! Przycisnęłam się bardziej do ściany. Choroba. Dlaczego rąbnięci ludzie zawsze do mnie przychodzą? He? Czekaj. Przychodzili do mnie chorzy umysłowo/ Kim ja byłam, ze takie rzeczy wymyślam. Chyba kimś bez głowy. Musze porządnie się zastanowić nad swoja przeszłością, ale nie teraz!
Kiedy ten... odmieniec był już bliżej mnie niż szybu, podbiegłam do otworu wspięłam się do niego. Tak! Uratowana. Podeszłam do zakrętu. Nagle coś złapało mnie za nogę. Odwróciłam się, a tam ten chory psychol przewieszał się przez szyb i trzymał mnie za moją biedna kostkę. Krzyknęłam.
- Tak łatwo mi nie uciekniesz, skarbie. - powiedział, po czym pociągnął moją kończynę. Wywróciłam się i szybko zaczęłam cofać do pokoju, z którego próbowałam zwiać. Nie mogę teraz się poddać. Złapałam się za róg zakrętu. Podciągnęłam się. Odwróciłam się na plecy i z całej siły kopnęłam doktorka w twarz. Poczułam, jak jego ręka puszcza mą kostkę. Wolna! Przeczołgałam się szybko za zakręt i odetchnęłam. Nareszcie. Teraz tylko zostało znaleźć dokumenty i koniec. Dokumenty? Jakie papiery? Hmm.. to chyba ma związek z moją przeszłością. Coraz bardziej ją potrzebuje, aby zrozumieć teraźniejszość.
Kiedy wyczołgałam się wentylacji, rozejrzałam się po pokoju. Była w nim jedynie kozetka i szafka. Na ścianach i podłodze widziałam liczne ślady krwi i zadrapań. Widocznie ten, kto tu siedział był masochistą. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Zawiasy zapiszczały niemiłosiernie. Skuliłam się na ten dźwięk. To nawet nieumarłego obudzi. Zaraz. Po tym, co dzisiaj widziałam, najwyraźniej już obudziło. Zamknęłam za sobą pokój i podeszłam do drzwi przede mną. Położyłam rękę na klamce. Rozsadek mówił mi, żeby nie otwierać tych drzwi, ale przeczucie było innego zdania. Nacisnęłam na klamkę. Drzwi były zamknięte. A miałam nadzieje na coś więcej. Musze zdobyć nowa latarkę. Tę poprzednią zostawiłam z tym gostkiem, a nie mam zamiaru się wracać. Podeszłam do kolejnych drzwi. Sytuacja się powtórzyła. Mam nadzieje, że któreś będą otwarte. Nagle po prawej usłyszałam hałas. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku. Przede mną stał zdyszany zwalisty kawał mięsa. O cholera. To ten zwalisty drwal! Potwór krzyknął coś niezrozumiałego i zaczął iść w moim kierunku w zastraszająco szybkim tempie. Odwróciłam się i pobiegłam najszybciej jak się dało. Zaczęłam się rozglądać. Cholibcia. Gdzie jest jakaś szafeczka, toaleta, cokolwiek! Gdy nie jest ci potrzebna, jest wszędzie, ale gdy w końcu musisz z niej skorzystać, gdzieś wsiąkła! Otworzyłam najbliższe drzwi i weszłam do środka. Zamknęłam je za sobą i zabarykadowałam szafką obok. Rozglądnęłam się pospiesznie. Jest. Dziura przy łóżku. Podeszłam do niej. W tej samej chwili coś ciężkiego zaczęło walić w drzwi. Krzyknęłam przerażona i zaskoczona. jak to możliwe, że takie cielsko tak szybko do mnie doszło. Ukucnęłam i weszłam w otwór. przedostałam się na drugą stronę i odeszłam jak najdalej od tego. Zdążyłam jeszcze usłyszeć pęknięcie drewna i upadek szafki, po czym zniknęłam za zakrętem. Mam dość tego miejsca. Musze jak najszybciej stąd iść. Ale najpierw te durne dokumenty.
Weszłam przez najbliższą dziurę w ścianie. Przede mną była wielka zakatowana klatka schodowa. A więc znajdowałam się w holu głównym piętra. Muszę tylko dostać się niżej. Weszłam do klatki, w której były ukryte schody. Pomiędzy nimi była winda. Weszłam do niej. Przycisnęłam przycisk piętra -1. Nic się nie stało. Rozejrzałam się po windzie. Obok przycisku awaryjnego było miejsce na klucz. Nie! Nie róbcie mi tego. Trzeba być naprawdę rąbniętym, aby tworzyć windę na klucz. Eh... przecież znajduje się w psychiatryku. Takie coś to normalka. Ale teraz ja mam utrudnienie w postaci szukania klucza. Musze się pospieszyć. Trzeba znaleźć tylko zwłoki jakiegoś ochroniarza. Wyszłam z windy i poszłam szukać zwłok. Tylko gdzie one mogły być? Rozejrzałam się za jakimś. Zauważyłam jakieś szczątki w korytarzu po lewej. Weszłam w niego z ociupinka nadziei. Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zniknęła. To był jedynie pacjent. Skoro już weszłam do tego korytarza, może by tak rozejrzeć się dalej. Ruszyłam przed siebie. Mam tylko nadzieję, że te dwa typki mnie nie złapią.
Szłam i szłam, ale nikogo nie znalazłam. Ani jednego trupa. Teraz jest taka sama sytuacja, co z tymi pieprzonymi szafkami. Czemu tak jest zawsze? Czemu?!
Po jakiejś godzinie poszukiwań w końcu znalazłam to czego szukałam. Uradowana podeszłam do trupa i wyrwałam mu klucz. Chciałam już wstać, gdy ręka trupa chwyciła mnie za szyję. Upadłam na kolana i złapałam trupa za jego zakrwawiona kończynę górną. Co jest? Powinien być martwy!
- Spierdalaj... khy, khy... uciekaj stąd... khy, khy... jak najdalej... khy... powiadom... wszystkich...- wycharczał strażnik. Po chwili ścisk zelżał a on sam padł na ziemie. Podeszłam do najbliższych drzwi, otworzyłam je i weszłam do pokoju. Znalazłam się w toaletach. Wyrwałam rączkę dla niepełnosprawnych i podeszłam do trupa. Podniosłam nad niego pręt i wbiłam mu go w serce. No. Teraz to na pewno jest martwy. Odsunęłam się od niego i pobiegłam do windy.
Byłam przy ostatnim zakręcie, kiedy drzwi za mną pękły. Za mną stał zwalisty drwal z piłą mechaniczną w rękach! Skąd on ją wziął?! Pomocy! Pobiegłam jeszcze szybciej i wykręciłam na zakręcie. Słyszałam piłę, kiedy wbiegłam do windy. Wsadziłam klucz w odpowiednie miejsce. Kraty zamknęły się przede mną. Wybrałam piętro i pojechałam na dół. Bezpieczna. No, nie całkiem, ale bezpieczna w tej chwili. Wyszłam z windy i znalazłam się w... białym, sterylnym pomieszczeniu. Dziwne...jak to możliwe, że takie oczojebnie białe ściany znajdują się pod ziemią. Zdziwiona szłam przez korytarz zamkniętych drzwi. Gdzie ja jestem? Bo na pewno nie w psychiatryku.
Po paru minutach marszu, doszłam do pokoju z lekko uchylonymi drzwiami. Powoli otworzyłam drzwi. W pomieszczeniu znajdowało się jedynie biurko. Jeszcze bardziej zdziwiona podeszłam do mebla. Pootwierałam szuflady. Były w nich dokumenty na temat eksperymentów przeprowadzanych na pacjentach psychiatryka. Wzięłam je w ręce. Co? Jakie eksperymenty? O co chodzi? Spojrzałam na kartkę w prawej ręce. Były na niej wyniki trzech pacjentów. Meli oni identyfikatory: 10239, 19243 i 10456. Cała trójka był z bloku A. Spojrzałam na drugi papier. Przedstawiał wyniki analiz tej samej rójki pacjentów.
- Co do...? - nie dokończyłam, bo zostałam brutalnie odwrócona. Z przerażeniem zobaczyłam mojego chorego doktorka. O cholera. Pomocy.
- Teraz mi się nie wywiniesz! - powiedział. Zamknęłam oczy. Czekałam, aż coś zrobi, lecz nic się nie działo. Nic nie słyszałam. Było tak ciemno, że nie wiedziałam, czy mam zamknięte oczy, czy to mi się tak wydaje. I nagle usłyszałam... budzik? Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Byłam w swoim pokoju. Zdezorientowana roześmiałam się. Położyłam się ponownie na łóżku.
- A więc to był tylko sen! - krzyknęłam uradowana. Jak to dobrze. Nie wierze, że to mógł być sen. Dość horrorów na wieczór. Już nigdy więcej.
- To nie był sen. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę w prawo. Przed moim łóżkiem klęczał chory doktorek. Krzyknęłam.
SZCZĘŚLIWEGO HALLOWEEN!!
Cześć!
OdpowiedzUsuńNiedawno tego bloga znalazłam i dodaje koma dopiero teraz i od razu przepraszam, że wcześniej nic nie pisałam.
Rozdziałki dodatkowe supcio. Najlepszy moment gdy się budzi i myśli, że jej się to śniło i obok siedzi ten psychol.
Pytanko, kiedy next? Proszę jak najszybciej, bo już mam ochotę dalej czytać.
Podsumowując nowa czytelniczka, która życzy weny, pomysłów i czasu do pisania. ;D