piątek, 31 października 2014

Rozdział Specjalny - psychiatryk. cz.1

Historia dzieje się w realnym świecie. 

Podniosłam wzrok i spojrzałam na stary budynek stojący przede mną. W oknach kraty, a główne drzwi zrobione z metalu. Wyglądało jak więzienie. No cóż. Byłam blisko. Jest to stary psychiatryk. Nie wiem, co tu robię. Jedyne co przy sobie znalazłam, kiedy się obudziłam, to papiery opowiadające historię tego miejsca. Nie za wiele mi to opowiadało, ale przynajmniej wiedziałam, co miałam robić, zanim straciłam pamięć. Bo ja straciłam, prawda?
   W każdym razie stałam teraz przed tym starym, zapleśniałym budynkiem i próbowałam się dostać do środka. Nie miałam nic przy sobie, więc to było trochę trudne, ale w końcu nie pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Przynajmniej tak czułam. Podeszłam do wielkich, metalowych drzwi i instynktownie sięgnęłam do głowy. Poczułam wsuwkę. He, skąd ona się wzięła! Wzruszyłam ramionami i wsadziłam spinkę do zamka. Pokręciłam nią troch, powpychałam aż w końcu usłyszałam zadowalający zgrzyt zamka. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do budynku.
   No, cóż by tu powiedzieć. Wnętrze nie olśniewa czystością, ani wygodą. Wszędzie poprzewracane kanapy i fotele, telewizory popsute, meble zniszczone, a na tym wszystkim znajdowała się krew lub rozczłonkowane ciała. Kaszlnęłam, po czym zatkałam nos. Ale tu capiło! I to niby ma być normalne miejsce! O, przepraszam. Normalne miejsce z nienormalnymi mieszkańcami. Rozejrzałam się. Po prawej miałam schody na wyższe i niższe piętra. Za te drugie już na początku podziękuje. Nie zamierzam schodzić do piwnicy. Nawet gdyby korki wysiadły!
   Podeszłam do pomieszczenia ochrony i spojrzałam na niezepsute monitory. Były na nich zrzuty kamer w całym budynku. Miałam właśnie władze nad całym budynkiem. Popatrzyłam na okienka. Na wyższych piętrach nic się nie dzieje. To dobrze. Przynajmniej jestem pewna, że nikogo nie ma. Zerknęłam przelotnie na piwnicę i aż zamrugałam z zaskoczenia. Jakiś frajer?! Podchodzi do zasilacza prądu! Czy on ma zamiar...?
- Nie rób tego! Ty deklu, nie rób tego! To będzie twój największy błąd w życiu! Ty jebana cholero, powiedziałam coś! - krzyczałam na monitor. Mężczyzna, jakby wiedząc, że go widzę, uśmiechnął się do kamery i pociągnął za wajchę. W jednej chwili nastała ciemność. Nic nie widziałam. Pomacałam po biurku i znalazłam jakiś długi, owalny przedmiot. Latarka! Włączyłam ją. Pewnie baterii tak mało, że posikać się można, ale to mój jedyny ratunek. Wyszłam z pomieszczenia ochrony i ruszyłam w kierunku schodów do piwnicy. Mówiłam, że tam nie zejdę i nie mam takiego zamiaru. Ale przecież prąd się sam nie włączy. Zeszłam na pierwszy  schodek i usłyszałam za sobą szept.
- Aksamit, aksamit, aksamit, ona jest jak aksamit, aksamit... - poczułam dreszcz na plecach. Może mówił o jakiejś innej "ona". To pewne, że nie jestem tu jedyną kobietą. Poświeciłam latarką woków. Zeszłam na półpiętro i znalazłam ciekawy plakat. " Męski psychiatryk w Fiore"  Co? Jak to męski! Odwróciłam się tyłem do niego i zeszłam niżej. To się robi coraz bardziej porąbane. Po jakie licho wysłali kobietę do męskiego psychiatryka?! Eh.. chyba nigdy się tego nie dowiem.
  Gdy w końcu zeszłam na sam dół, znalazłam się przed prowizorycznymi drzwiami z napisem Wstęp zabroniony. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi. Tam było jeszcze ciemniej, niż na zewnątrz. Puściłam drzwi. Zaczęły przeraźliwie skrzypieć, kiedy się za mną zmykały. Matko, to mogło obudzi nawet trupa. Weszłam głębiej do pomieszczenia. Były tu liczne półki z segregatorami. Po prostu labirynt. Ominęłam półki i otworzyłam kolejne drzwi. Tym razem byłam w holu. Szłam przed siebie. Latarka migała co chwilę w mojej ręce. Niedługo baterie padną. To nie był dobry moment. Co ja gadam. Nigdy nie jest dobry moment na wyczerpanie baterii.
   Rozejrzałam się po holu. Przede mną były drewniane drzwi, ale przed tym jakiś zakręt. Ciekawe co tam jest. Podeszłam do niego i wyjrzałam zza rogu. Centralnie przede mną była wajcha do prądu. Uratowana. Uśmiechnięta skocznym krokiem podeszłam do wajchy. Złapałam ja  pociągnęłam w dół. Nic się nie stało. Co? Mój uśmiech zrzedł. Pociągnęłam jeszcze raz . Nadal nic. No nie. Nie róbcie mi tego. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. Rozejrzałam się szybko. Pod dźwignią była tabliczka. Potrzebne dwa aktywne akumulatory, aby prąd wrócił. Opadły mi ręce. Jak to dwa akumulatory! Gdzie ja je znajdę?! Rozejrzałam się. Przede mną były trzy pary drzwi. Podeszłam do pierwszych z brzegu. Otworzyłam je i zobaczyłam guziczek. Pod spodem pisało akumulator. Prawie nie krzyknęłam ze szczęścia. Jaki cud. Podeszłam do niego i wcisnęłam guzik. Usłyszałam uruchamianie maszyny. Dobra. Jeden jest. Został jeden. Wyszłam pospiesznie z pokoju i otworzyłam kolejne drzwi. Weszłam do pomieszczenia i znalazłam się składziku. Przeszukałam go. Miotły, miotły, pudełka, pudełka, bateria, książki, pudełka, pudełka... zaraz! Cofnij! Podeszłam do półki, w której zauważyłam baterie. Tak! Dwie działające baterie. Wymieniłam jedną i wyszłam. Zostały ostatnie drzwi. Otworzyłam delikatnie drzwi i zobaczyłam magiczny guzik z podpisem akumulator. Podeszłam spokojnie i wcisnęłam guzik. Usłyszałam uruchamianie maszyny. Nagle poczułam czyiś oddech na karku. Włosy stanęły mi dęba. Z wolna odwróciłam głowę i spojrzałam w przekrwione oczy wielkiego, zwalistego potwora. Cholera. Jaki wielki. I co ja mam teraz zrobić. Przełknęłam głośno ślinę.
- Aksamit. - wyszeptał po czym walnął mnie czymś w głowę.
Kilka godzin później
    Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Jęknęłam. Chciałam się złapać za bolące miejsce, lecz coś mi w tym przeszkadzało. Otworzyłam szybko o czy i ponownie je zamknęłam. Jasno! Boli! Który to zapalił światło! Czy oni nie wiedzą, że to nie jest miłe tak widać gości. Jeszcze na dodatek prąd marnują, co... prąd! Mamy prąd. A więc jednak się uruchomił. Otworzyłam oczy. Jak cudownie. W końcu mogę wyjść z tego chorego miejsca. Spojrzałam na więzy, które przytrzymywały moje ręce. Coś mi się wydaje, że to nie będzie jednak takie łatwe. Podniosłam ręce i próbowałam je wyrwać z więzów. Na marne. Cholera. 
- A więc się panienka obudziła. Jak miło. - powiedział czyiś głos. Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłam. Gdzie on stał. 
- Nie zobaczysz mnie. Jestem w zupełnie innym pomieszczeniu. Ale nie martw się, niedługo do ciebie przyjdę. Muszę tylko coś jeszcze zrobić. - powiedział. Mikrofon ucichł. Choroba! I jak stąd uciec. Pobujałam się trochę na boki, lecz to nic nie pomogło. Byłam na żelaznym stołku, więc nóżki się nie odłamią. Nie jest dobrze. I co ja mam teraz zrobić? Nagle usłyszałam piłę łańcuchową w za ściana. Pewnie tam jest ten facet, który do mnie gadał. Po chwili do dźwięków piły doszły krzyki jakiegoś mężczyzny. Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Ten gostek bawi się w jakiegoś chorego doktorka. Pomocy! Przerażona zaczęłam trząść tym cholernym krzesłem, aż w końcu wylądowałam na plecach. Kurwa. Położyłam głowę na bok i od razu rzucił mi się w oczy nóż, który leżał parę centymetrów od mojej ręki. Nadzieja na nowo narodziła się we mnie. Pociągnęłam ręką, aby sięgnąć po narzędzie. Jeszcze trochę. Chwilunia i będę go miała. Jest! Uradowana wsadziłam go w węzły wierzące mnie i przecięłam. Zajęłam się pozostałymi. Tak byłam tym uradowana, że  nie zauważyłam, kiedy dźwięki piły ucichły. Wstałam i otrzepałam się. 
- Niegrzeczna dziewczynka. Nie poczekałaś na mnie. - powiedział ten sam głos, co z mikrofonu. Przerażona odwróciłam się i zobaczyłam gostka w fartuchu lekarskim stojącego w drzwiach. Nie wyglądałby tak strasznie, gdyby nie jedno. Był obdarty ze skóry. Ani skrawka skóry nie było na jego ciele. Widać było mięśnie, krwiobiegi. Wszystko. Odsunęłam się pod ścianę przerażona. I co ja mam teraz zrobić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz