- Gdzie jest moja kosa! - krzyknął znajomy głos. Skierowałam wzrok na wejście do gildii. Stała w nich blondynka o wykrzywionym wyrazie twarzy. Aż się od niej dymiło. Podeszła do baru i sięgnęła po szklankę z moim sokiem. Nawet nie wiedziałam, kiedy się pojawił. Ale przynajmniej wiem, kiedy zniknął. Myślałam, że wypije zawartość naczynia, ale ona podniosła go i rzuciła o najbliższą ścianę. Potem wskazała na rozbitą masę.
- Powiedzcie mi, gdzie moja kosa, albo skończycie tak jak ta szklanka. - powiedziała spokojnie. Wszyscy w gildii przełknęli ślinę. Już trochę zdołali poznać Wenę, więc wiedzieli, że ona nigdy nie grozi bez zastanowienia. Członkowie gildii rozejrzeli się pospiesznie.
- Ja ją mam. - powiedział słodki głosik. Odwróciłam się w stronę baru. Mira uśmiechała się do Weny. Odwróciła się tyłem do wszystkich i weszła do składzika. - Trochę ją podrasowałam.
- Jak to podrasować? - spytała podchodząc z wolna do baru.
- A wiesz. Nie była za bardzo kobieca, ale teraz wygląda idealnie. - wypiszczała i pokazała kosę. Była cała różowa, miała namalowane kwiatki, serduszka, gwiazdki, jednorożce i wszystko co dziewczęce. Wenę otoczyła mroczna aura.
- Co. Ty. Zrobiłaś. Z. Moją. Kosą!! - krzyknęła. O nie. Odeszłam od baru i zaczęłam uciekać.
- Ratuj się kto może! - krzyknęłam. Członkowie gildii nie wiedzieli, co chodzi, dopóki nie zauważyli wielkiej czarnej kuli w rękach Weny. Wszyscy uciekli z gildii i pochowali się za budynkami. Jedyne co zobaczyli, to gruzy gildii.
- Co się stało bo mrugnąłem! - krzyknął ktoś. Spojrzałam na mistrza. Miał łzy w oczach.
Podeszłam do niego.
- Nie martw się mistrzu, naprawimy gildię. Jutro będzie jak nowa. - mówiłam, pocieszając go.
- Już jest nowa. - krzyknęła Alex. Odwróciłam się. Wena właśnie stawiała ostatnią cegłę. Jej kosa wyglądała już normalnie. Usłyszałam jęk zawodu Miry. Wszyscy weszliśmy do gildii i kontynuowaliśmy to, co zaczęliśmy. Po paru minutach poczułam cień na plecach. Odwróciłam się. To Gildarts.- Mam do ciebie jedno pytanie. - powiedział Gildarts.
- Dobra. O co chodzi?
- Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła? Dlaczego od razu mnie skreśliłaś?
- Gildarts, posłuchaj. Po pierwsze: Ja mogłabym być dla ciebie miła, ale postanowiłam, że nie będę.Po drugie: Skreśliłam cię od razu, bo zostawiłeś moją matkę.
- Aha. Czyli o to masz do mnie pretensje.
- Ehm. A teraz mogę wypić sok.
- Ok...
- Nie nie możesz. - powiedziała Levy.
- Jak to nie mogę.
- A nie możesz, bo chciałabym cie zaprosić na moje urodziny.
- To ja już pójdę. - wyszeptał Gidarts oddalając się cichaczem.
- No nie wiem. - powiedziałam. Jakoś nie przekonuje mnie wizja spędzenia urodzin z Levy. Jeszcze to po tym, co zrobiła. Ale chciała dobrze.
- Posłuchaj. Wiem, że ty i Alex macie mi za złe, że powiedziałam o was mistrzowi. Ale nie chciałam, żeby moim przyjaciołom stała sie krzywdaqq
. My was w ogóle nie znaliśmy. Prosze. Chcę, abyście przyszły do mnie na urodziny.
- Hm... może. To chyba będzie dobry czas, aby posłuchać sobie co nie co. - wymamrotałam.
- To znaczy, że będziecie? - spytała niebieskowłosa.
- Tak. Chyba tak.
- To świetnie. Początek o 19 u mnie. Do zobaczenia. I przekaż Alex! - krzyknęła oddalając się. No pięknie. Urodziny Levy. Coś czuję, że to nie będą zwykłe urodziny.
Nie znam tej Weny, jeszcze nie dotarłam do niej, jestem chyba na piątym rozdziale, ale dziwne to było, ze puff rozwaliła i znowu jest gildia :/ nie lubię tak zwanych ,, terminatorów". Hah, urodziny u Levy? No to ciekawie będzie! I co, może padnie pytanie ,, Kogo kochacie?".
OdpowiedzUsuńWuuuut?! To Gildarts to jej ojciec?! Muszę zacząć czytać dalsze rozdziały! I to natychmiast!
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! ^^