Spojrzałam na miasto znajdujące się pod nami. Obecnie, miasto Crocus znajdowało się w ruinach. Budynki zburzone od uderzeń magów, w niektórych miejscach trupy, a w samym centrum siedem wielkich mas ciała, pokrytych łuskami. Smoki. Walczyły zacięcie z magami, którzy ledwo co żyli. Lecz nie tylko smoki były wrogami zmęczonych magów. W mniej odludnych miejscach magowie walczyli z mniejszymi wersjami wielkoludów. Nowo narodzone smoki. Koszmar. Na niebie natomiast latał jeden z tych wielkoludów. Miał liczne otwory w ciele. Najwyraźniej to były jego dzieci. Na jego grzbiecie znajdowali się dwaj magowie, którzy walczyli pomiędzy sobą. Ale to nie to było najgorsze. Magowie przegrywali.
Żadne z nich nie miało szans na wygrana z tak poważnym przeciwnikiem. Nawet smoczy zabójcy. Można by było pomyśleć, że skoro smoczy zabójcy nie mogą z nimi wygrać, to nikt tego nie zrobi. Ci, którzy tak myślą, mylą się. Istnieje rasa ludzi, którzy mogą zabić smoka tak samo łatwo, jak człowieka. Lud, który pożywia się smoczą krwią. Ludzie posiadający zdolności zwykłego maga, jednak nim nie jest. Tych ludzi nazywa się dość specyficznie. ze względu na ich jedyny cel. Nazywa się ich łowcy smoków, a ich celem było zabijać smoki. No, przy najmniej do dzisiaj tak było. Tym razem naszym zadaniem nie będzie tylko zabijać smoki, ale też ocalić słabych magów. Jeżeli któryś zostanie, oczywiście.
Odwróciłam wzrok od miasta i popatrzyłam na czarnowłosą dziewczynę. Nazywa się Alex i cóż mogę powiedzieć. Jesteśmy dla siebie jak siostry. Znamy się, odkąd wylądowałyśmy u tego samego mistrza. Ale dosyć tego pieprzenia.
- Kiedy zejdziemy na dół i im pomożemy? - spytałam ciemnowłosą.
- Kiedy nadejdzie czas.
- Och... ciągle to powtarzasz! Wyraź się jaśniej. - powiedziałam i zaświtał mi jeden pomysł w głowie. - A może znajdziesz tam faceta, który ci się spodoba.
- Nie bądź śmieszna! - powiedziała, rumieniąc się. Tak. Ta dwudziestoletnia kobieta - czy wspominałam już o tym - rumieni się, gdy powie się coś takiego. - Wiesz przecież, że dla naszej rasy ciężko znaleźć kogoś, kto nas nie wytknie palcem.
- Jak zwykle te głupie wytłumaczenia. No, wyrzuć to z siebie! Który to, może go stąd zobaczę! - powiedziałam, rozglądając się po ruinach. Nagle mój wzrok przyciągnął pewien wybuch. Spojrzałam w tamtym kierunku. Przerażona patrzyłam na rozgrywająca się przede mną scenę. Dwa smoki nacierały na dwóch rannych magów. Byli wyczerpani. Spojrzałam na towarzyszkę. Ona też na nich spoglądała. Jej wyraz twarzy był nieodgadniony. Otworzyłam buzie, by zapytać, czy mogę iść im pomóc gdy ona powiedziała:- Nie ruszaj się. Zaatakujemy, gdy nadejdzie czas.
- Ale oni są w niebezpieczeństwie!
- Poradzą sobie. Przecież to są wielcy smoczy zabójcy. Powinni potrafić zabić smoka.
- Wiesz przecież, że nie maja dosyć mocy. Są na wyczerpaniu. Przez twoja decyzję mogą zginać niewinni.
- W takim razie sama idź im pomóc, a ja sobie popatrzę.
- Jak chcesz! - ruszyłam. Zatrzymałam się nad krawędzią góry. Nie odwracając się dodałam: Teraz nie czas na to, aby pokazać kto jest lepszy, tylko czas na ratowanie ludzi.
- Wiem to Samara. Po prostu nie jestem jeszcze na to gotowa.
- To kiedy będziesz. Za chwilę wszyscy magowie z najlepszych gildii zostaną starci w popiół! Dalej będziesz się błąkać po lasach i łąkach, jeśli im nie pomożemy.
- Samara, przestań pieprzyc i idź już. Ja zaraz dojdę, tylko rozejrzę się za smokiem dla siebie! - uśmiechnęłam się.
- I to jest Alex, którą znam. - odwzajemniła uśmiech. Odwróciłam się w stronę miasta. Jeszcze trochę i to miasto zostanie zrównane z ziemią. Musze działać. Wyprostowałam się i skoczyłam. Poczułam wiatr we włosach. Po kilku sekundach stałam na zgiętych nogach przed pierwszymi zabudowaniami miasta Crocus, a raczej tego co z niego zostało. Najszybciej wbiegłam do miasta. Muszę znaleźć swój cel.
Po kilkunastu zakrętach i ślepych zaułkach. (Samara i jej orientacja w terenie. dop. aut.) Znalazłam w końcu cel. Czarnowłosy chłopak podtrzymywał ledwo co żywego blondyna. Przed nimi stały dwa smoki. Z ich pozy wynika, że zaraz zioną na nich ogniem. Musze ich powstrzymać. Wyciągnęłam swoje aki i ruszyłam do akcji. Najpierw czerwony. Kiedy byłam już z dwa metry od nieznajomych, podskoczyłam do góry i wskoczyłam na smoka. Ten zaskoczony stanął nieruchomo. Jego błąd. Z całej siły wbiłam mieczyki w jego głowę. Smok ryknął z bólu. Nie dziwię się. Te dwa cacuszka zostały stworzone z najtwardszego metalu w Fiore, a dodatkowo pokryte wywarem z łusek smoka. Więc te 5 kilogramów stali przebić może najtwardszą skórę.
Poczułam szarpnięcie. Smok chciał walczyć. Hmm... to będzie ciekawe doświadczenie. Zeszłam z jego głowy i stanęłam na ziemi. Zapaliłam swoje pięści. Czas rozpocząć zabawę. Gdy smok przygotowywał się do ryku, podskoczyłam i walnęłam go w nozdrza. Zwierze straciło równowagę. Wykorzystałam to i strzeliłam w niego gradem ognistych kul. Przeciwnik spadł na plecy, lecz nie był dłużny. Poczułam jak krew spływa po moich plecach. Dopiero później pojawił się ból. Był okropny. Zagryzłam dolna wargę. Zauważyłam jak ogon się ode mnie odsuwa. Cały w kolcach i mojej krwi. A więc walczysz ogonem. Zaraz go nie będziesz mieć. Podbiegłam do jego kończyny. Wyciągnęłam aki i szybkim machnięciem pozbawiłam go ogona. Smok przeraźliwie ryknął. Przewrócił się na plecy. To moja szansa. Weszłam na jego podbrzusze i wbiłam jeden z moich mieczyków w miejsce, gdzie powinno być jego serce. Smoka przeszły liczne drgawki. Po chwili umarł. Usmarowana krwią swoją i smoka, podeszłam do nieznajomych. Patrzyli się na mnie jak na anioła, ale i diabła. No jasne. Właśnie na ich oczach zabiłam smoka. Muszą być przerażeni. Uśmiechnęłam się.
- Cześć. Jestem Samara. - powiedziałam i podałam rękę czarnowłosemu. Ten jednak spoglądał na coś, co znajdowało się za mną. Odwróciłam się. No tak. Jeszcze jeden smok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz